Co miastowych ściągnęło do Wełtynia
Stodoła, a w stodole izba. Trochę zwykła, trochę dziwna, a na pewno jakaś inna. Są tam sztalugi, a na nich obrazy, kwiaty polskich pól na ekranie. Przyćmione, ale kolorowe światła, ławy, stoły. Jest jeszcze kominek. Taki najprawdziwszy, w którym płoną barwnym ogniem grube polana. Jest bajkowość i duchowość i jakby coś z Wyspiańskiego. „Wełtyńska Stodoła” Stanisława Suzynowicza i pani Wiolety otwiera czasem swoje podwoje dla tych z miasta i dla tych z wioski, żeby wspólnie ulegli nastrojom. Tak było i tym razem.
03.02.2015 06:40