Przejdź do głównych treściPrzejdź do głównego menu
czwartek, 7 listopada 2024 14:02
Reklama

Robię to dla rodziny „Dina”. Chcę, żeby poznała prawdę o jego śmierci. Teraz czas abym zrobił rachunek sumienia (część IV)

-Gdybym to wszystko opowiedział wtedy, podczas spotkania w świetlicy z wujkiem „Dina”, dalszy przebieg zdarzeń był do przewidzenia... Byłem wtedy żołnierzem z kilkumiesięczną służbą – mówi pan Krzysztof z Bielska-Białej (na zdjęciu). Publikujemy czwartą część przejmującego rozliczenia z przeszłością pana Krzysztofa, który dzięki portalowi igryfino odnalazł rodzinę Jurka. Obaj panowie byli żołnierzami tego samego plutonu. Grób Jerzego „Dina” znajduje się na cmentarzu w Gryfinie. Mężczyzna zginął od rany postrzałowej, pełniąc wartę na terenie COSSTWiL (Oleśnica) w styczniu 1987 roku.
Robię to dla rodziny „Dina”. Chcę, żeby poznała prawdę o jego śmierci. Teraz czas abym zrobił rachunek sumienia (część IV)

Autor: pan Krzysztof - zdjęcie z książeczki wojskowej

-Chcę jego bliskim przybliżyć okoliczności śmierci, które nie są im znane – mówi pan Krzysztof z Bielska-Białej. Dla autora jest to swojego rodzaju rozliczenie z przeszłością, rachunek sumienia, próba oczyszczenia…

 

Pierwszą część wspomnień opublikowaliśmy tutaj:

http://http://www.igryfino.pl/wiadomosci/22668,odnalazlem-rodzine-jurka-dzieki-igryfino-teraz-cza

Drugą część tutaj:

http://http://www.igryfino.pl/wiadomosci/22681,zameldowalem-stan-plutonu-minus-jeden-teraz-czas-a

Trzecią tutaj:

http://www.igryfino.pl/wiadomosci/22692,o-smierci-jurka-chcial-poznac-prawde-teraz-czas-ab

 

Teraz zapraszamy na część czwartą – przedostatnią.

 

Dlaczego wtedy nie powiedziałem

Gdybym to wszystko opowiedział podczas spotkania w świetlicy z wujkiem „Dina”, dalszy przebieg zdarzeń był do przewidzenia...

Byłem wtedy żołnierzem z kilkumiesięczną służbą. Gdybym zdecydował się mówić, to okazałoby się, że od dawna jestem niezdyscyplinowany. Wynikałoby to nie tylko z zeznań moich przełożonych, ale też z dokumentacji. Wielokrotnie prowadzono ze mną rozmowy upominawcze, a nawet udzielono nagan (byłyby pewnie wpisane w papiery). Byłoby jasne, że opowiadam bzdury, żeby wziąć odwet na przełożonych. Czy taki żołnierz (świadek) może być wiarygodny ?

 

1) „Dino” pełnił służbę na stołówce z piątku na sobotę. W sobotę, 24 stycznia 1987 r.  poszedł na wartę. To sprzeczne z regulaminem. Gdyby nawet (a to nie jest pewne) potwierdziło to kilku innych żołnierzy … nie miałoby to żadnego znaczenia. Z dokumentów pewnie wynikałoby, że miał służbę na stołówce wcześniej, z czwartku na piątek. Coś nam się pomyliło.

Nawet gdyby udowodnić, że doszło w tym miejscu do naruszenia regulaminu (w co nie wierzę), to nie można w tym widzieć przyczyn śmierci „Dina”. Nikt nie podejmuje ostatecznych decyzji tylko dlatego, że miał dwie służby pod rząd.

Gdyby (mimo wszystko) udało się udowodnić tę nieprawidłowość, to dowódca kompanii (on podpisywał rozkazy) zostałby ukarany przez swojego przełożonego. To mogłaby być kara w formie rozmowy upominawczej … a może nawet udzielenia nagany.

2) To, że „Dino” pełnił służbę na stołówce częściej niż inni, nie stanowiło naruszenia żadnego regulaminu. Takie decyzje można uzasadniać na wiele sposobów.

3) Sprawa przeszukania rzeczy „Dina” przed przybyciem prokuratora, to już można uznać za przestępstwo (zacieranie śladów, albo przynajmniej usiłowanie). Jak to udowodnić ? Słowa żołnierza takiego jak ja (opisałem wcześniej) przeciwko słowom podoficera oraz dwóch pomocników – żołnierzy z dłuższą służbą, wielokrotnie nagradzanych, którzy temu zaprzeczają. Byłem jedynym żołnierzem plutonu, który był wówczas na sali.

Teoretycznie przecież podoficer nie mógł wiedzieć kilka minut po godz. 22.00 , co wydarzyło się na warcie. Skąd? Jeżeli (jak uważam) podoficer otrzymał rozkaz od przełożonych, to od kogo? /tego nie wiem, a moje domysły nie mogą stanowić dowodu/.

4) Nadmierne obciążenie naszego plutonu – nie do udowodnienia. Nigdy nie notowałem tego, kiedy konkretnie, jakie wykonywaliśmy czynności, ile pozostawało czasu na sen. Nie potrafiłbym tym bardziej wykazać, że inne plutony miały znacznie lepiej. Nie prowadziłem przecież dokumentacji zajęć całej kompanii. Nie potrafiłbym obronić (formalnie) tego argumentu.

5) Sprawa zajęć nocnych to żaden argument. Szkolenie było prowadzone zgodnie z programem.

Gdybym zaczął mówić w świetlicy, to w końcowym efekcie co najwyżej (w co wątpię) dowódca kompanii poniósłby odpowiedzialność dyscyplinarną.

Rodzina „Dina” początkowo miałaby nadzieję na to, że osoby, które przez swoje zachowania przyczyniły się jakoś do jego śmierci, poniosą za to adekwatną odpowiedzialność. Później nadeszłoby rozgoryczenie.

 

Ujawnienie prawdy nie będzie się wiązało ze sprawiedliwością

Co ze mną i resztą plutonu?

Ja rozumiałem emocje wujka „Dina”. Nie mogłem mu wyjaśnić, że ujawnienie prawdy wcale nie będzie się wiązało ze sprawiedliwością. Pod tym względem sprawa była od początku przegrana.

Mogłem co najwyżej jego niewiedzę zamienić na (późniejsze) rozgoryczenie. Czy to byłaby jakaś korzyść ? Jeżeli tak, to czy warta poniesienia w zamian (surowych) konsekwencji ?

*************************

Z czasem rany zaczęły się goić

Po zakończeniu służby wojskowej (jesień 1988r.) sytuacja niewiele się zmieniła. Co prawda nie musiałem się już obawiać konsekwencji służbowych, ale pojawił się drugi argument: „rany zaczęły się goić”. Nie wiedziałem, czy w ogóle powinienem wracać do tego tematu. Nie miałem też pomysłu na to, w jaki sposób nawiązać kontakt z bliskimi (rodziną).

Mijały kolejne lata. W końcu internet stał się na tyle powszechnym narzędziem, że brak możliwości nawiązania kontaktu, nie mógł stanowić żadnego argumentu. Wiedziałem jak mogę (przynajmniej próbować) nawiązać kontakt … ale: czy powinienem?

Minęło przecież tyle lat, że wszystkie osoby z otoczenia „Dina” już dawno pogodziły się z uzasadnieniem: „nie wiadomo”. Może lepiej zostawić wszystko tak jak jest ?

 

Powiedzieć prawdę czy nadal milczeć?

Powiem szczerze, że ja do tej pory nie jestem wewnętrznie przekonany, czy w ogóle zrobiłem dobrze. Długo nad tym się zastanawiałem. Wahałem się. Kiedyś uznawałem, że lepiej to zostawić. Teraz (może to kwestia wieku) uważam, że na miejscu rodziny „Dina”, chciałbym poznać prawdę. Mimo wszystko.

Problem w tym, że mogę być w błędzie. Być może dla osób najbliższych (np. matki „Dina”)  lepiej byłoby niczego nie wyjaśniać … albo coś pominąć? Oszczędzić jej powrotu do wspomnień, emocji z tamtego okresu czasu? Nie wiem...

**********************

Nawiązany kontakt dzięki igryfino

W związku z apelem zamieszczonym na igryfino, skontaktowała się ze mną kobieta, której matka pracowała przez wiele lat z matką „Dina”. Zaproponowała mi podanie jej numeru telefonu –  podziękowałem, odmówiłem.

Miałem już kontakt z jednym z członków rodziny „Dina”. To wystarczy, to dla mnie lepsze. Z dwóch powodów.

Po pierwsze zakres tematów jest zbyt szeroki jak na rozmowę telefoniczną. Kobieta (osoba niebędąca w wojsku) wymagałaby wielu dodatkowych wyjaśnień.

Drugie, ważniejsze. To matka (pisałem o tym wyżej). Byłoby mi znacznie trudniej opowiadać jej o tym wszystkim. Może nawet coś bym świadomie pominął … nie wiem. Pisząc do innego członka rodziny „Dina” mogę zdjąć z siebie tę odpowiedzialność. Jeżeli uzna on, że napisałem coś, co mogłoby jej sprawić (niepotrzebną) przykrość, może to pominąć (skasować z mojej wypowiedzi). Jak dla mnie, to pod tym względem nie może być lepszego rozwiązania. Ja powiedziałem wszystko. On zrobi, co uzna za stosowne.

*******************



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
ReklamaMrówka
Reklama
Reklama