Donald Tusk ogłasza koniec z pracami domowymi w szkole.
- Zmora – mówi pan Paweł, ojciec trzech córek, z których najmłodsza jest w II klasie szkoły podstawowej. - Ale potrzebna – dodaje od razu.
Chodzi o prace domowe, których zmierzch zapowiedział premier Donald Tusk. Ogłosił właśnie: - Uroczyście ogłaszam: od kwietnia nowe zasady prac domowych. W klasach od 1 do 3 żadnych prac domowych. No chyba, że czasami jakiś wierszyk. Od 4 do 8 klasy prace domowe tylko dla chętnych i bez oceniania.
Ministra edukacji, Barbara Nowacka wyjaśnia, że faktycznie już w kwietniu takie rozporządzenie będzie funkcjonowało.
Co na to rodzice? Pan Paweł przyznaje, że z córkami dużo czasu spędza na odrabianiu lekcji, ale nie chce likwidacji tego rozwiązania. - Jestem za ograniczaniem ilości zadawanych zdań, za wolnymi weekendami i feriami, ale dziecko wymaga i takiej pracy w domu. Nie chodzi o nadrobienie tego, czego nie udało się zrobić na lekcji, ale na doskonaleniu umiejętności np. czytania i pisania. Nie wiadomo też jak potraktować wykonanie pracy plastycznej? Czy to też będzie zakazane? - stawia pytania.
Głosy „za”
Zwolennicy proponowanego rozwiązania mówią, że dziecko potrzebuje czasu na odpoczynek i zabawę. Że obecnie młodzież jest przeciążona szkołą. Że trzeba też odchudzić programy nauczania. I dodają, że w końcu polska szkoła wchodzi w XXI wiek.
- Uważamy, że szczególnie w przypadku dzieci najmłodszych, z klas 1-3, praca domowa bardzo często jest bardziej obowiązkiem rodzica niż dziecka, ale dzieje się tak również przy starszych dzieciach – ocenia wprost Katarzyna Lubnauer, wiceszefowa MEN i dodała, że w zmianie chodzi o to, aby gdy dzieci wracają z „umownej ich pracy, czyli ze szkoły”, mogły poświęcić czas rozwijaniu zdolności, zabawie, kontaktom z rodzicami czy rówieśnikami.
- Podoba mi się to rozwiązanie. Będziemy mieli więcej czasu na swoje zainteresowania i oczywiście naukę - mówi Dziennik.pl uczennica Dominika z podstawówki w gminie Tykocin. Takich głosów w szkołach jest więcej: - Cudownie - Adrian z Białegostoku. A Julia z tego samego miasta dodaje: - Ja i tak mam dużo nauki, prace domowe tylko utrudniają.
Głosy na „nie”
Pan Paweł jednak ma inne spojrzenie. Mówi, że całkowite zerwanie z zadawaniem do domu przyniesie złe skutki i nie chodzi wyłącznie o naukę. - Mam wrażenie, że odrabianie pracy domowej w wielu domach może być jedyną okazją w ciągu dnia aby rodzic spędził czas z dzieckiem – tłumaczy i wyjaśnia, że jego starsza córka, która jest w szkole średniej ma bardzo mało zadawane. - Taka jest polityka szkoły i to dobre rozwiązanie. Nie likwidacja, ale ograniczenie – proponuje.
Dodajmy tylko, że polski uczeń w wieku 15 lat na prace domowe poświęca średnio ok. 7 godzin tygodniowo. Wynik dla Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju to 5 godzin.
- Pewnych umiejętności się nie nabędzie, jak się nie ćwiczy. To tak jak ze sportowcem, jeśli nie ćwiczy, to nie będzie umiał. Tak samo jest ze szkołą. Wszystko zależy od tego, w jakim zakresie pani minister to wprowadzi. Czy to będą jakieś okresy przejściowe? Czy rzeczywiście tak, że od pierwszego kwietnia mamy nie zadawać zadań domowych? - mówi RMF FM Magdalena Mazur, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 12 w Krakowie i tego typu głosów nauczycieli jest więcej. I to nie tylko ich.
Anna Wittenberg w DGP przywołuje wyniki badań (z 2014 r.) wskazujących, że sami nauczyciele mają braki, które nie pozwalają im na realizację programu nauczania na lekcji.
- Trudno zgodzić się z tym, że prace domowe nie mają sensu. Są skuteczną formą nauki dla starszych uczniów. Są mało skuteczne dla młodszych mało samodzielnych uczniów, ale wszystko zależy od formy tych prac i sposobu ich sprawdzenia i informacji zwrotnej – niedawno przekonywał dr Maciej Jakubowski i dodał, że w przypadku młodszych i mniej samodzielnych uczniów zadania domowe - powtórkowe - mogą być bardzo skuteczne.
Jakubowski jest szefem Instytutu Badań Edukacyjnych. Na stanowisko powołała go ministra Barbara Nowacka.
Napisz komentarz
Komentarze