Wspomnienia niektórych redaktorów naczelnych fragmenty:
Marek Słomski: Pragnę w imieniu wydawcy, w związku z 17 rocznicą działania tego tytułu, zapewnić Czytelników gazety, że poszukiwanie prawdy i jej umiejętne pokazywanie jest naszym głównym, nie podlegającym żadnym kompromisom celem. Jako równie ważną odczytujemy też funkcje interwencyjną gazety zwłaszcza tej interwencji jaka jest często konieczna w relacjach obywatel -władza. Szczególnie gdy władza dopuszcza się jakiejkolwiek niesprawiedliwości bądź zaniedbania obowiązków, które ma ustawowo wobec społeczności. Zawsze stajemy tutaj po stronie obywatela, ponieważ niestety na ogół potrzebuje on oprócz racji dodatkowego wsparcia. Tak często bowiem musi się mierzyć z uzbrojoną formalnie i posiadającą nieporównywalne możliwości i środki machiną urzędniczą.
Maria Piznal: Mnie największą radość sprawiało (i nadal sprawia) pisanie o ludziach, ich pasjach, kłopotach i radościach. Dzięki pracy w gazecie poznałam mnóstwo wspaniałych osób, mogłam też innym przybliżyć sylwetki znakomitych muzyków, hobbystów, artystów, nauczycieli, sportowców, historyków, księży, społeczników. Pisałam o zwykłych ludziach i ich niezwykłych oraz rozlicznych talentach. O smutkach dnia codziennego i szczęściu nie tylko od święta. Wiele takich spraw zapisało się w mojej pamięci.
Maciej Puzik: Swoją przygodę z redakcją Nowych 7 Dni Gryfina rozpocząłem pod koniec 2004 roku, w zasadzie parę miesięcy po ukończeniu studiów. Pamiętam pierwsze wydanie, do którego miałem napisać 3-4 artykuły. Jeden z nich dotyczył, jakichś spraw związanych z naszym magistratem, stąd pojawiła się konieczność rozmowy z ówczesnym burmistrzem Gryfina, Henrykiem Piłatem. Nie ukrywałem zaskoczenia, że mam tak po prostu zadzwonić do sekretariatu burmistrza i poprosić o rozmowę z nim. No, skoro to takie proste, więc oczywiście wykonałem ten telefon i tu jeszcze większe zaskoczenie, bowiem moja pierwsza rozmowa z burmistrzem odbyła się w takiej atmosferze, jakbyśmy znali się już ładnych parę lat.
Ryszard Kwapisz: W końcu 2000 roku, ze względu na doświadczenie z pracy w kilku tytułach szczecińskich oraz znajomości Gryfina wyniesionej z redakcji Echa Gryfina, zostałem „kupiony” przez wydawcę 7 Dni Gryfina. Już w drugim numerze po przyjściu do nowej gazety – 7 grudnia 2000 roku, redaktorem naczelnym został Andrzej Kordylasiński. Ale to ja byłem „redaktorem prowadzącym” tego wydania. I ukazał się mój pierwszy artykuł, na okładce, pod tytułem – Bieda. Zaczynał się tak: Przed kilku dniami zobaczyłem w Gryfinie coś, o czym nie mogę zapomnieć. Tuż obok placu Barnima, na chodniku koło biura parafialnego siedział w kucki chłopiec lat ośmiu, może dziesięciu. Przed nim leżała na ziemi zawartość przewróconego kosza na śmieci (...) Jak się okazało, to nie był łobuz. To był grzeczny, dobrze wychowany chłopiec, bo po znalezieniu dwóch puszek po napojach wszystkie śmieci wrzucił z powrotem do kosza! On grzebał w śmieciach z biedy... Potem były tysiące artykułów w 998 wydaniach! Zdarzały się wydania z 10 moimi materiałami! Teraz jestem redaktorem naczelnym. Zresztą, po raz drugi...
Andrzej Kordylasiński: Pamiętam, że tygodnikiem 7 Dni Gryfina kierowałem jako redaktor naczelny na przełomie wieków zaraz po red. Marianie Anklewiczu. (…)Pamiętam, że ówczesnym władzom bardzo nie podobał się pomysł zagospodarowania Bramy Bańskiej. Chyba dlatego, że ktoś w ogóle śmiał mieć inny pogląd na tę sprawę. Tak ówczesnej lokalnej władzy nie podobało się, co robimy, że m.in. drugi raz trzeba było wybierać władze Towarzystwa Miłośników Historii Ziemi Gryfińskiej, gdyż za pierwszym razem wszedłem do zarządu…
I wtedy władza miała „swoją” prasę, której celem było m.in. atakowanie mediów niezależnych, a 7 Dni Gryfina takie niezależne starało się być. Tę niezależność zachowało zresztą do dziś. To dzięki Przemkowi Plecanowi i dzisiejszemu redaktorowi naczelnemu Ryszardowi Kwapiszowi tak się stało. Gratuluję. Biorę np. egzemplarz wtorkowy gazety (wychodzi dwa razy w tygodniu, więc nie jest tygodnikiem, a dziennikiem) i wiem, że tak w wielu miastach wygląda niezależna gazeta. Skromnie, ale z treścią niezależną, gdzie nie ma ukrytej reklamy i ideologii. Gazeta nie jest zbyt kolorowa i nie jest gruba - nie jest opłacana przez władze i jej popleczników, czyli w rezultacie przez samych podatników.
Jeszcze taki szczegół: kiedy pisałem w 7 Dniach Gryfina, przybrałem pseudonim dziennikarski akor - od a jak Andrzej, K jak Kordylasiński. Przez kolejnych kilkanaście lat miałem taki nick także w Głosie Szczecińskim. Dziś moja firma nazywa się Akor…
Napisz komentarz
Komentarze