Bywają naszymi sąsiadami. Są wśród naszych przyjaciół, kolegów oraz znajomych. Spotykanych na ulicy, omijamy szerokim łukiem. Patrząc na śpiących na skwerkach czy parkowych ławkach, wzruszamy ramionami, mrucząc pod nosem – pijak, narkoman. I idziemy dalej. Tylko czasem ktoś pochyli się nad leżącym i powie: to chory człowiek. Wezwie pogotowie lub policję.
Uzależnieni
Zaczyna się tak niewinnie. Jeden kieliszek, jeden „szlug”. Potem następny i następny. Świat staje się kolorowy. Znikają troski i wszystko staje się łatwe i proste aż do czasu, kiedy powróci niechciana rzeczywistość, z którą nie potrafią sobie poradzić. I wszystko zaczyna się od początku, i trudno przestać. Rodzi się agresja do wszystkich i do wszystkiego co stoi na przeszkodzie w zdobyciu „działki” czy choćby kufla piwa. Tracą kontrolę nad sobą i własnym życiem. Unieszczęśliwiają i tracą rodziny. Powoli staczają się na dno. Nic już dla nich nie ma znaczenia. Stracili wolę i godność. A za zamkniętymi drzwiami koszmary i dramaty. Łzy i iskra nadziei, że może nastanie jakiś cud i przyjdzie opamiętanie na pijącą matkę, ojca, syna, brata, córkę.
Dla wszystkich istnieje szansa
Alkoholicy czy narkomani to nie tylko margines społeczny, to często osoby o różnych zawodach i z różnych środowisk. Często bardzo młodzi. To osoby, które nie mogą poradzić sobie z otaczającą rzeczywistością i problemami, które je przerastają. Uciekają więc choć na chwilę w bezproblemowy świat, z którego sami nie potrafią wyjść. Szukają więc pomocy i podejmują trudną walkę z samym sobą. Walkę o odzyskanie człowieczeństwa, godności, normalności. Bywa tak, że odchodzą i znowu wracają. W kraju są instytucje pomagające wyjść z uzależnienia m.in. kluby AA.
Dwanaście kroków
Uczestnicząc w chojeńskim spotkaniu otwierałam szeroko oczy, patrząc i słuchając. Każdego wstępującego do klubu obowiązuje przestrzeganie czegoś, co przypominać może dziesięć przykazań, a co nazywa się „Dwanaście kroków do trzeźwości”. Druga sprawa to „tradycje”. Jest to zbiór zasad, których każdy członek klubu musi przestrzegać. Następnie w czasie spotkania, w którym uczestniczyły osoby z wielu zaprzyjaźnionych klubów, odbywał się miting. Kto chciał, zabierał głos, opowiadając o swojej drodze do trzeźwości, o swojej radości z każdego dnia, w którym nie zajrzał, a na pewno tęsknił za kieliszkiem. O niepijących latach, o odzyskaniu rodzin, spokoju i szczęściu. Moją uwagę zwróciła przebijająca się w ogromnej większości wypowiedzi ogromna wiara w Opatrzność Boską i jej pomoc. Wielka wdzięczność Bogu za wytrwałość (a ja myślę, że przede wszystkim sobie) i pomoc.
Opowieśc Alfreda
- Jestem alkoholikiem. Nie wstydzę się tego. Chcę jednak być nowym człowiekiem. Uratowany alkoholik to bohater. My już wygraliśmy. Inni dopiero zaczynają - opowiadał pan Alfred.
Wszyscy zebrani tworzyli jedną wielką wspólnotę. Świetnie zaopatrzony bezalkoholowy bufet, muzyka i szczęśliwi niepijący bawiący się świetnie razem z zaproszonymi gośćmi. Patrząc na bawiących się „wygranych” i ich szczęśliwych partnerów miałam wrażenie, że oprócz nadziei snuje się pośród tańczących jakiś nieuchwytny lęk. Żeby się tylko nie „wróciło” i jeszcze prośba „tylko nie pozwól drogi Panie, bym na tym świecie został sam”.
TWS
Napisz komentarz
Komentarze