Są osoby, które uważają, że kot czy pies jakoś sobie poradzą. Otóż nie, proszę Państwa. Zwierzak chowany w domu - pozostawiony nagle na dworze - jest przerażony i zupełnie nie rozumie co się stało i co ma ze sobą zrobić. I tu zaczyna się problem. Przekonały się o tym niedawno dwie dziesięcioletnie dziewczynki.
-Byłyśmy na stadionie w Gryfinie. Jakiś pan miał dwa bardzo malutkie kotki. Powiedział, że jeżeli ich nie zabierzemy, to wyrzuci je do śmietnika. Bardzo nam było żal kotków, były takie malutkie. Koleżanka wzięła jednego, a ja zabrałam drugiego. Wiedziałam, że tata nie pozwoli mi go zatrzymać, ale nie mogłam go tak zostawić – opowiada Natalka.
Jej przypuszczenia okazały się słuszne. Tata nie pozwolił. Dwutygodniowemu maluchowi znowu groził śmietnik. Zrozpaczonej dziewczynce pomogła mama. Zaczęły szukać jakiejś opieki dla malucha. I tu przysłowiowy klops. Schroniska nie ma, a PUK, nawet gdyby bardzo chciał, to nie ma żadnej możliwości zapewnienia kotom jakiegokolwiek schronienia. Hotel dla zwierząt jest hotelem, a nie przytułkiem. I tak jak może ratuje kocie biedoty. Każda z osób ratująca w jakiś sposób zwierzaki przeważnie ma w swoich domach nadkomplet. Wolontariuszka z PUKu przysłała Natalkę do mnie.
Dziewczynka miała łzy w oczach i na cale szczęście mądrą i myślącą mamę, która nie zostawiła dziecka z jego zmartwieniem. Co miałam zrobić? Żal mi było i dziecka, i tego malucha. Kotek został u mnie. Jak podrośnie, będziemy szukały dla niego odpowiedzialnych opiekunów. Niestety, nieodpowiedzialne zachowanie jakichś dorosłych spowodowało stres u obu dziewczynek. Ale to właśnie one dały lekcje właściwego zachowania.
Ojciec powinien być nie tylko dumny z zachowania córki, ale moim zdaniem postarać się - podobnie jak to zrobiła mama - pomóc dziewczynce, bo dla niej i jej koleżanki najważniejszą sprawą była pomoc dwutygodniowym maluchom. Jestem przekonana, że wbrew wszystkiemu obie dziewczynki zawsze pochyłą się nad każdym potrzebującym pomocy.
TWS
Napisz komentarz
Komentarze