Wszedł poczet sztandarowy szkoły. Zabrzmiały pierwsze dźwięki Mazurka Dąbrowskiego. A potem już pieśń za pieśnią. W ostatnich dniach widziałam kilka spotkań z okazji niepodległościowego święta. Każde inne, choć treści te same. Jedne nostalgiczne, wspomnieniowe, z „pieśniową” scenografią. Albo te po dziecięcemu przejęte, śpiewające i tańczące w „Misiu Puchatku” i jeszcze biesiada w Pacholętach, czy wreszcie ta trochę inna, bo taka radosna w „Dwójce”. Biało-czerwone stroje dziewcząt. Buzie uśmiechnięte, choć pieśni i poezja poważne. Ale jak tu się nie cieszyć z wolnego i niepodległego kraju? Jak nie zatańczyć z „malowanymi ułanami”?
Każde spotkanie było inne. Każde piękne i w każdym najważniejszym słowem było Ojczyzna i Polska. W każdą uroczystość włożono zaangażowanie i radość. A ileż z tego satysfakcji! A na sali tylu gości!
Poczet sztandarowy odmaszerował i wszyscy przenieśli się do sali, z której dochodził śpiew. No i niespodzianka. Na stołach mnóstwo wspaniałego ciasta, a za stołem… podziwiany i lubiany chór Res Musica. Wiadomo, że gdzie jest chór, tam jest piękne śpiewanie, a i poziom wysoki, że hej…
I wszyscy śpiewali - burmistrz i wicestarosta, pedagodzy i goście. A wśród gości księża razem z ks. prałatem Bronisławem Kozłowskim. Wszyscy razem. I tak powinno być.
Nie tylko dyrektor Elżbieta Wnuk, lecz również panie Mirosława Kaczyńska i Edyta Smolnik, które przygotowywały dzieciaki do występów, były bardzo dumne z małych artystów z 3 b.
Na ulicach Gryfina niewielki ruch. Na niektórych domach powiewają flagi. Szkoda, że jest ich tak niewiele… Może powinniśmy się teraz uczyć świętować od najmłodszych?
TWS
Napisz komentarz
Komentarze