Ryszard Czarnecki jest w polskiej polityce od lat. Miał za sobą karierę np. w Samoobronie, ale w ostatnich latach związany był z PiS.
Był europosłem tej partii, ale w ostatnich wyborach nie wywalczył reelekcji. To oznacza, że prokuratura nie musi się już starać o uchylenie Czarneckiemu immunitetu. Były europoseł usłyszał zarzuty.
Polityk do niczego się nie przyznaje i mówi, że jakiekolwiek nieprawidłowości wynikają z błędów popełnionych przez inne osoby.
Podróże Czarneckiego
Sprawa Czarneckiego zaczęła się jeszcze w 2019 roku, kiedy Europejski Urząd do Spraw Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF) zawiadomił polskich śledczych, że mogło dojść do „niekorzystnego rozporządzenia mieniem znacznej wartości w kwocie 203 167 euro przez posła do Parlamentu Europejskiego”.
Sprawę prowadzi Prokuratura Okręgowa w Zamościu, a chodzi o to, że polityk miał brać zwrot pieniędzy za podróże służbowe, które się nie odbyły.
Na przykład zgłaszał, że jedzie z Jasła, chociaż w rzeczywistości mieszkał w Warszawie. To powiększało kilometrówkę na obrady Parlamentu Europejskiego o 340 km. Na jaw wyszło nie tylko to. Podobno w rozliczeniu wpisywał pojazdy, które nawet nie istniały. W 2012 r. miał jeździć fiatem punto cabrio, który 11 lat wcześniej został rozbity i zezłomowany.
Chiński motorower
Teraz „Gazeta Wyborcza” ujawnia więcej szczegółów tej sprawy. Miało dojść do 243 tego typu podróży.
„Oprócz rejestracji samochodów, których nie było, w rozliczeniach Czarneckiego są numery trzech jednośladów. Dwa z nich to chińskie motorowery rzadkich marek: „pojazd o numerze rejestracyjnym WE 5512 to motorower marki BAOTIAN, rok produkcji 2007, pojemność silnika 49 cm sześc.” oraz „pojazd o numerze rejestracyjnym WE 5317, motorower marki WANGYE QUANTUM, rok produkcji 2006, pojemność silnika 49,20 cm sześc.” – czytamy.
Takimi właśnie pojazdami Czarnecki rzekomo miał jeździć setki kilometrów między listopadem a grudniem 2012 r. I to nie wszystko, bo pieniądze miał podobno brać także wtedy, kiedy na sesje PE jechał... ciągnikiem siodłowym, czyli tirem.
Aż plecy bolą
Polityk tłumaczy się, że rozliczenia podróży przygotowywali jego asystenci i pracownicy biura. Ci jednak zeznają, że informacje potrzebne do wypełnienia dokumentów przekazywał pracownikom sam Czarnecki.
„Nadto osoby te zeznały, że Ryszard Czarnecki podróżował autami wygodnymi i prestiżowymi i nie były to samochody typu Opel Corsa, Fiat Punto czy VW Golf. Do Bydgoszczy został raz przywieziony VW Passatem, a odwieziony do Warszawy Fordem Mondeo. Wówczas miał narzekać na związane z podróżą tym samochodem dolegliwości bólowe pleców” – ujawnia gazeta.
Ryszard Czarnecki nie przyznaje się do winy.
Napisz komentarz
Komentarze