-Tydzień temu nasz świat legł w gruzach. Do samego końca nie wierzyliśmy, że coś tak potwornego może się wydarzyć. Od córki docierały dramatyczne wieści, aż w sobotę rano odebraliśmy telefon i usłyszeliśmy „Mamo, my uciekamy, bo na nas bomby zrzucają - mówi Halina Yasinska.
Zięć pani Haliny zawiózł żonę z córeczkami na dworzec do Lwowa, gdzie wsadził je do pociągu, a sam wrócił do domu walczyć za ojczyznę. 10-letnia Kasia, 6-letnia Ola i 3-letnia Marysia wraz z mamą rozpoczęły wówczas ciężką, wyczerpującą podróż do Szczecina. Dopiero po 80 godzinach mogły się wreszcie wtulić w ramiona ukochanej babci Halinki, wyczekującej ich na Dworcu Centralnym. Nie miały ze sobą niczego.
-Gdy podjęli decyzję o ucieczce powiedziałam córce, żeby wszystko zostawiała, żeby tylko zabrała dokumenty i leki dla dzieci, że tu sobie jakoś poradzimy, że najważniejsze to uciec z tego piekła - mówi pani Halina Yasinska. -Ale w końcu udało się! Między innymi dzięki waszej fantastycznej doskonale zorganizowanej pomoc - dodaje.
Pani Natalia z córeczkami dopełniły już wszystkie formalne procedury i znalazły miejsce do czasowego zamieszkania. Z darów tak hojnie przekazywanych przez mieszkańców regionu skompletowały też wyprawkę, która umożliwi im start w nowym miejscu. Teraz z dziadkami szukają mieszkania, które wspólnie będą mogli wynająć i rozpocząć nowy rozdział ich wspólnego życia.
Dziadkowie - pani Halina wraz z mężem - mieszkają w Szczecinie od 2019 roku. On pracuje w Goleniowskim Parku Przemysłowym, ona jest salową na dziecięcym bloku operacyjnym szpitala „Zdroje” w Szczecinie. Cenioną i szanowaną - jak inni ukraińscy pracownicy. Tu w szpitalu jest ich 60. To zarówno medycy, jak i personel pomocniczy, który każdego dnia wspiera zespół w trosce o pacjentów. Salowe, kuchenkowe - bez nich szpital nie mógłby funkcjonować. Można je spotkać na oddziałach, w poradniach, pracowniach diagnostycznych. Na co dzień uśmiechnięte, pełne sympatii i życzliwości. Teraz przerażone i przepełnione strachem o najbliższych, którzy zostali w walczącej Ukrainie lub ratując życie próbują właśnie opuścić jej granice.
Pracownikom oraz ich najbliższym zapewniona jest pomoc i wsparcie m.in. psycholog Lilii Pshybylovskiej, Ukrainki, która w szpitalu „Zdroje” pracuje od 10 lat. Zapytaliśmy jej, co możemy teraz dla nich zrobić? Co jest teraz ważne?
-Nie sposób jednoznacznie odpowiedzieć - mówi Lilia. - Historia każdej z tych osób jest inna, ale łączy je jedno - ucieczka z kraju przed wojną. Wsparcie i pomoc, które teraz otrzymują z całego świata są tak ogromne, że mimo strasznej tragedii, jaka ich spotkała, to może dodać im siły i wytrwałości w tych najtrudniejszych chwilach ich życia. Można powiedzieć, że cały świat - od Australii, przez Azję, Europę po Ameryki - jest teraz Ukrainą. Te poparcie i solidarność staną się źródłem wiary i sił do przetrwania oraz zwycięstwa nad wrogiem - mówi psycholog Lilia Pshybylovska.
Ze wsparcia i pomocy szpitalnej psycholog już wkrótce korzystać też będą uchodźcy pozostający pod opieką Caritasu Archidiecezji Szczecińsko-Kamieńskiej.
-Bardzo dziękujemy wszystkim, którzy tu w Polsce tak nam pomagają. Ta największa pomoc, jaką dostajemy, jest właśnie od Was. Nie wiem, jak się będziemy mogli za to odwdzięczyć… - dodaje wzruszona pani Halina.
Magdalena Knop
Napisz komentarz
Komentarze