gen. dyw. prof. Grzegorz Gielerak (szef Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie): Zdecydowanie to potwierdzam. Generalnie w Polsce notowane są w ostatnich dniach nieznacznie rosnące liczby osób z zakażeniem SARS-CoV-2, które przebywają w polskich szpitalach. Są to wzrosty od kilkudziesięciu do 200 osób dziennie. Sukcesywnie jednak cały czas zmniejsza się liczba pacjentów leczonych za pomocą respiratorów. I to właśnie widzimy w szpitalach. Przyjmujemy pacjentów zakażonych koronawirusem, ale to zakażenie jest towarzyszące realnej przyczynie hospitalizacji. Dynamiczne wzrosty zakażeń trwają w Polsce już dokładnie 14 dni. W poprzednich falach po 8-9 dniach wzrostów – znacznie mniejszych, niż notowane obecnie – mieliśmy już masowość zgłoszeń do szpitali.
PAP: Rozumiem więc, że w ślad za spadkami liczby osób podłączonych do respiratorów, powinny w lutym iść spadki zgonów osób zakażonych SARS-CoV-2? To scenariusz inny, niż przedstawiany bardzo często w mediach katastroficzny i widzący w Omikronie największe zagrożenie od początku epidemii.
Grzegorz Gielerak: Pamiętajmy, że statystyka mówi o średnim czasie od przyjęcia pacjenta z COVID-19 do szpitala do jego zgonu – i jest to między 24 a 28 dni. Raportowane w ostatnich dniach zgony na COVID-19 dotyczą więc pacjentów, którzy do szpitali trafili na początku stycznia. Tak więc to jeszcze zgony będące spadkobierstwem fali Delty.
PAP: Czyli zgonów wywołanych powikłaniami po zakażeniu Omikronem może być w lutym jeszcze mniej, niż obserwujemy obecnie?
Grzegorz Gielerak: Zdecydowanie. Mniej jest obecnie masywnych zapaleń płuc, mniej pacjentów z powikłaniami COVID-19 trafia do szpitali, więc co za tym idzie, zgonów też będzie mniej.
PAP: Może więc w obliczu tej sytuacji powinniśmy zmienić raportowanie sytuacji w szpitalach. Wydaje się bowiem, że można rozdzielić liczbę osób hospitalizowanych w wyniku powikłań COVID-19 z zapaleniem płuc, od liczby osób, które są w szpitalu z powodu innej choroby, ale z pozytywnym wynikiem testu? To chyba dwie zupełnie inne jednostki chorobowe?
Grzegorz Gielerak: Tak. Trzeba to rozgraniczyć. Szpitale tymczasowe pracują dziś w mocno ograniczonym zakresie, co - biorąc pod uwagę ponoszone koszty np. osobowe funkcjonowania - jest dalece niekorzystną z ekonomicznego punktu widzenia sytuacją. Dzieje się tak po pierwsze dlatego, że w większości nie są one przygotowane do przyjmowania pacjentów zakażonych koronawirusem, u których jednak zasadniczym powodem hospitalizacji jest najczęściej przewlekła, będąca w fazie zaostrzenia choroba współistniejącą. Po drugie, wcześniej trafiali tam pacjenci z masywnymi zapaleniami płuc. Teraz tam nie trafiają, bo tych zapaleń płuc jest wyraźniej mniej.
PAP: Jeżeli bardzo wgłębimy się w ogólnopolskie dane o zakażeniach, to w Małopolsce od kilku dni notowane są już spadki zakażeń. A było to województwo, w którym fala Omikronu wystartowała. Wygląda więc, że jeżeli chodzi o liczbę zakażeń, może być to fala intensywna, ale krótka.
Grzegorz Gielerak: Jest to typowe dla wariantu wirusa o większej zakaźności. Obostrzeń nie zmienialiśmy, więc transmisja była gwałtowna i w krótkim czasie ogromne liczby osób uległy zakażeniu, w efekcie czego nabyły odporności stając się niepodatne na kolejne zakażenia. Powiedzmy szczerze, raportowane obecnie liczby zakażeń są niedoszacowane przynajmniej 5-8-krotnie. Spadki zakażeń w kolejnych województwach też nastąpią stosunkowo szybko, bo jest to naturalny proces na etapie wygaszania epidemii, z którym w najbliższych tygodniach będziemy mieli do czynienia.
PAP: Czy powinniśmy więc obecnie prowadzić dyskusje o tej fali zakażeń, czy może czas najwyższy na dyskusję o długotrwałych skutkach epidemii dla polskiego systemu ochrony zdrowia?
Grzegorz Gielerak: Mówiłem o tym już w wywiadzie dla PAP kilka dni temu. Moja strategia zawiera się w trzech punktach. Po pierwsze, wdrożenie w jednostkach państwowej inspekcji sanitarnej nowych systemów informacyjnych – nowoczesnej infrastruktury danych umożliwiającej gromadzenie w czasie rzeczywistym wyczerpujących informacji na temat wirusowych infekcji dróg oddechowych: hospitalizacji, zgonów, danych genomowych wraz z tradycyjnymi informacjami klinicznymi i epidemiologicznymi kluczowymi dla wiarygodnej kontroli epidemii.
Drugim zamierzeniem powinno być zaplanowanie i wykonanie celowych inwestycji i reform niezbędnych do przygotowania się na przyszłe warianty SARS-CoV-2 i inne nowe wirusy.
Trzeci element to organizacja zasobów ludzkich gotowych do wdrażania zaleceń dotyczących zdrowia publicznego z zamiarem utworzenia elastycznego, posiadającego zdolność szybkiego reagowania na sytuacje kryzysowe, systemu środowiskowej opieki zdrowotnej realizującego zalecenia agencji zdrowia publicznego – wzmocnienie systemu opieki zdrowotnej poprzez testowanie, szczepienie itp.
PAP: Widzi pan profesor chęć takiej dyskusji, chęć rozmowy o tym, jakie wnioski wyciągać z tej epidemii?
Grzegorz Gielerak: Jeszcze pod koniec 2021 roku zainicjowałem taką dyskusję przygotowując z Instytutem Jagiellońskim raport pt.: "Jak przygotować polską ochronę zdrowia na kolejne epidemie?”. Podjęliśmy w nim próbę identyfikacji deficytów i ograniczeń w przeciwdziałaniu skutkom epidemii, jakie obserwowano podczas pierwszego roku jej trwania w Polsce, jako obszarów do interwencji na wypadek przyszłych zagrożeń pandemicznych.
Celem projektu było uporządkowanie wiedzy w dziedzinie polityki opartej na dowodach w części dotyczącej gotowości państwa do przeciwdziałania skutkom kryzysu pandemicznego, w tym dążenie do opracowania podstaw teoretycznych dla docelowego modelu organizacji zabezpieczenia potrzeb zdrowotnych społeczeństwa polskiego. Zatem formalna podstawa do prowadzenia dalszej dyskusji oraz idących w ślad za nią działań już jest, i mam nadzieję, żywię przekonanie, że nie będziemy musieli nadto długo czekać na ich pierwsze efekty. (PAP)
Rozmawiał Tomasz Więcławski
Autor: Tomasz Więcławski
Napisz komentarz
Komentarze