Praca zamiast odpoczynku i snu
Wykonywaliśmy wiele różnych "zadań". Nie chodzi o to, że w ogóle je wykonywaliśmy. Każdemu mogło się w wojsku coś podobnego zdarzyć. Problem w tym, że nasz pluton wykonywał takie "zadania" nadzwyczaj często, biorąc pod uwagę całą kompanię. Nie ze względu na nasze zachowanie. Wyłącznie dlatego, że nasz "pomocnik" był najmłodszy służbą wśród pozostałych "pomocników". My byliśmy tylko dodatkiem do niego.
Najgorsze były dla nas te "zadania", które odbierały nam czas odpoczynku (snu). Początkowo zamiatanie. Gdy spadł śnieg, odśnieżanie. Oczywiście, gdyby dwa razy w tygodniu zerwać po dwie godziny ze snu, nie byłoby to żadnym problemem. Jednak to były sytuacje, które nie wynikały z programu szkolenia, czy też okoliczności pełnienia jakiejś konkretnej służby. To był odebrany sen w związku z realizacją dodatkowych zadań.
*******************
Specyficzna forma szkolenia – zajęcia nocne
Zajęcia nocne, to była dosyć specyficzna forma szkolenia. Capstrzyk był o godz. 22, mogliśmy spać. O godz. 2 mieliśmy pobudkę. Szliśmy na lotnisko. Zajęcia były prowadzone w hangarze. Na ścianie było nawet kilka kaloryferów. Po zdjęciu rękawic można było położyć na nich dłonie, trochę je ogrzać. Kaloryfery nie były gorące. W hangarze był mróz i bez rękawic nie sposób było wytrzymać.
Zajęcia były statyczne (wolałbym odśnieżać - mniejsze uczucie chłodu, gdy człowiek się rusza). Coś tam zostało nam pokazane i mogliśmy sobie to oglądać przez kilka godzin. Nie sądzę, żeby chodziło o naukę czegokolwiek w zakresie budowy samolotu. To przecież było do wykonania w ciągu dnia. Chodziło raczej o "szkolenie" w zakresie odporności na zmęczenie, brak snu, połączone z przebywaniem w skrajnie niekorzystnych warunkach (mróz). To co pamiętam z zajęć nocnych, to nasze oczekiwanie na koniec tych zajęć. Chcieliśmy być w ciepłym miejscu, położyć się, zasnąć – odpocząć.
Wracaliśmy na kompanię rano. W związku z tym, że nie mieliśmy zapewnionego snu przez noc, mogliśmy się przespać. Godzinę. Odliczając od tego czas toalety. Później wstawaliśmy i braliśmy udział w zajęciach, jak każdego innego dnia.
Pączek zamiast snu
Pewnego razu, po nocnych zajęciach zostaliśmy poinformowani, że w związku z jakimś tam świętem pójdziemy z hangaru na stołówkę. Tam dostaniemy pączka i coś do picia. Nie chcieliśmy tego. Zadeklarowaliśmy, że rezygnujemy z pączka. Chcemy wracać na kompanię, spać. Wiedzieliśmy, że jeżeli pójdziemy na stołówkę po tego pączka, zostanie nam to odliczone od snu (stołówka była w nieco innym kierunku). Nawet jeżeli wszystko przejdzie sprawnie, pozostanie nam około pół godziny snu.
Okazało się, że nie mamy wyboru. Na stołówce stał duży garnek z pączkami. Przechodziliśmy obok niego, każdy miał wziąć jednego. Nikt nie wziął. Pomocnik nie wiedział, co robić. Po kilku minutach na stołówce pojawił się szef naszej kompanii. Zaczął krzyczeć na nas, że to bunt. Stanął przy tym garze z pączkami i kazał podchodzić pojedynczo. Uprzedzał, że odmowa wzięcia pączka będzie traktowana na równi z odmową wykonania rozkazu. Groził konsekwencjami.
Każdy z nas wziął tego pączka i usiadł przy stole. Po kilku minutach milczenia oddaliśmy pączki do okienka, gdzie zwykle zostawialiśmy resztki jedzenia. Wyszliśmy ze stołówki.
Być może cała sytuacja opisana wyżej, z perspektywy czasu wygląda tragikomicznie. Wskazuje jednak na to, jak bardzo ważny był dla nas odpoczynek (sen).
Dodam, że do pączka każdy mógł sobie wziąć pół kubka kawy. Była całkiem zimna, nikt nie wziął.
Najgorsze były kumulacje
Oczywiście można bez problemu zaliczyć takie zajęcia nocne raz i drugi. Można odpocząć w noc poprzedzającą i następującą po takich zajęciach. Dlatego wcześniej wspomniałem o dodatkowych zajęciach, do których był wyznaczany najczęściej nasz pluton. Najgorsze były kumulacje. Pierwsza noc - odśnieżanie, druga - zajęcia nocne, trzecia - odśnieżanie. Takie trzy zerwane kolejno noce powodowały, że każdy z nas czuł się fatalnie. Tak pod względem fizycznym jak i psychicznym. Trudno to dokładnie wyjaśnić (opisać).
***************
Napisz komentarz
Komentarze