Gryfino jako miasto powiatowe nie będzie miało szkoły specjalnej. Baza przy ul. Łużyckiej, zaniedbana od lat, nie nadaje się na placówkę oświatową. To nie ulega wątpliwości. Wcześniej rozpoczęła się walka o uczniów niepełnosprawnych. Wszak na takiego ucznia dostaje się o wiele więcej pieniędzy z ministerialnej subwencji. Niemal na siłę tworzyło się w zwykłych szkołach klasy integracyjne, nie myśląc czy warunki lokalowe na to pozwalają.
Powiat przez lata nie podjął w mieście Gryfinie (w przeciwieństwie do Chojny) walki o ucznia niepełnosprawnego. Rok temu zajęto się problemem dogłębnie. Zlecono analizę szkolnictwa specjalnego. Za 10 tys. zł opracowano „Strategię optymalizacji funkcjonowania oświaty specjalnej w Powiecie Gryfińskim”. Stwierdzono tam wiele oczywistych faktów, a niektóre z nich można było samemu sobie wywnioskować na podstawie niektórych danych. Ruch starostwa aby przenieść większość dzieci do Nowego Czarnowa lub do Chojny jest dobrze skalkulowany. To ekonomicznie uzasadnione posunięcie. Natomiast moralnie i wizerunkowo – moim zdaniem - wątpliwe.
Starostwo w tym zakresie już dawno oddało pole gminie Gryfino. Polityka państwa sprzyja tworzeniu klas integracyjnych. Znam wielu rodziców, którzy wolą posłać swoje pociechy, mające jakąś dysfunkcję, do „normalnej” szkoły. Tylko że tam często takie dzieci nie osiągają tego, co mogłyby w szkołach specjalnie przystosowanych do ich specyficznych potrzeb. Integrować można inaczej, ale trudno robić to lesie w Nowym Czarnowie…
Polityka władz gminy Gryfino i powiatu rodzi wiele pytań. Czy dzieci niepełnosprawne w klasach integracyjnych rozwijają się na miarę swoich możliwości? Czy nauczyciel, mając w klasie ponad 20 uczniów, jest w stanie poświęcić odpowiednio dużo czasu dziecku niepełnosprawnemu? W szkole specjalnej obecnie 2 dzieci przypada na jednego nauczyciela. Czy dzieci niepełnosprawne intelektualnie w klasie integracyjnej mają szansę na sukcesy?
W szkole specjalnej w Gryfinie często są konkursy, uczniowie wyjeżdżają na zawody i osiągają sukcesy. Jakoś nie słychać o sukcesach dzieci niepełnosprawnych z tzw. klas integracyjnych. Czy nie są kwiatkiem do kożuszka? W klasach integracyjnych dzieci tzw. zdrowe lepiej się rozwijają, są na pewno wrażliwsze, bo mają do czynienia z niepełnosprawnością, którą z czasem traktują jako nic nadzwyczajnego. Jednak czy np. dzieci z lekkim upośledzeniem umysłowym rozwijają się tak, jak mogłyby pod kierunkiem specjalistów w szkole specjalnej? Na Zachodzie już dawno zawrócono z takiej integracji. Wiedzą, że to nie zdało egzaminu. Gryfiński eksperyment trwa nadal. Eksperyment - dodajmy - na żywym organizmie.
Napisz komentarz
Komentarze