Przejdź do głównych treściPrzejdź do głównego menu
wtorek, 5 listopada 2024 06:39
Reklama

Ile świtów, ile kroków......

Pół wieku - to dużo. To miliony kroków i tysiące dni. To wiosny i złote jesienie. Bogactwo doświadczeń, ogrom przeżyć i wspomnień. Mijają lata, a wspomnienia powracają i czasem są tak wyraźne, jakby to było wczoraj.

Odgłosy strzałów. Drewniana szopa dająca w nocy schronienie. Łopata w ręku przez wiele godzin. Miałam czternaście lat, gdy wraz z wieloma ludźmi zostałam zabrana przez Niemców do kopania rowów. I kopałam. Razem z nami kopał te nieszczęsne rowy może siedemnasto- osiemnastoletni chłopak Niemiec. A musiał to robić dlatego, że nie chciał strzelać do Polaków. Często powracam do niego myślą. Zastanawiam się co robi, czy przeżył. Chciałabym go spotkać. Miał na imię Rudolf. To takie jedno z wielu wojennych wspomnień. Urodziłam się w Zwirzyńcu, tuż przy Żelazowej Woli. Dlatego mojej młodości towarzyszyła muzyka Chopina. Bardzo często bywałam na chopinowskich koncertach, na które przyjeżdżali ludzie z całego świata. Ale ja chciałam się wyrwać. Może nie w świat, ale w Polskę. Męża poznałam zupełnie przypadkowo. Przyjechałam do Sarbi, poszłam na potańcówkę do remizy (dyskotek nie było), a tam zjawił się On. No i tak to się zaczęło. Ślub był bardzo szybko. Prędko też spakowaliśmy walizki i ruszyliśmy do Stargardu Szczecińskiego. Zaczęło się normalne życie. Praca. Dom. Rodzina. Rok za rokiem. I jak to młode lata - raz chmurne, raz durne, ale zawsze razem. Szczęśliwie i uczciwie.

 

W 1969 roku mąż otrzymał propozycję pracy w Gryfinie. Nowa praca, nowe mieszkanie. A czas mijał. Ani się spostrzegłam, jak pewnego dnia o zwykłej porze nie zadzwonił budzik i nie trzeba było iść do pracy. Mimo że czasu było dużo, to zdawało mi się, że zaczął trochę przyśpieszać. Nasze małżeństwo zbliżało się do pół wieku. Niestety zachorowałam i na uroczystości zorganizowanej dla jubilatów przez burmistrza Henryka Piłata nie byłam. Otrzymaliśmy list gratulacyjny od prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Bronisława Komorowskiego, komendanta Komendy Wojewódzkiej Policji w Szczecinie, w której mąż przez wiele lat pracował – opowiada Jadwiga Swiderska, żona poety i pisarza. Swoje złote gody państwo Swiderscy obchodzili w 2011 roku. Dziś pań Swiderski kontynuuje swoją przygodę z pisaniem. Pani Jadwiga trzymając igłę w ręku tworzy bajecznie kolorowe cudeńka. Pięknie krzyżykami wyszywane makatki wiszą na ścianie. Trudno oderwać od nich oczy. Oboje mają swoje pasje i tyle jeszcze do zrobienia. Dom państwa Swiderskich
to taki prawdziwy, zwykły a jednak niezwykły dom. Dom, w którym przetrwała miłość, wzajemny szacunek i kresowa serdeczna gościnność.
TWS  

Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
ReklamaMrówka
Reklama
Reklama