Płaszcz jest gruby, kolorowy, z kocimi głowami. Takiego na polskich ulicach raczej nie zobaczysz.
– Zdjęcie od razu przykuło moją uwagę. Akurat szukam prezentu dla żony i taki płaszcz mógłby się nadać – mówi pan Adam, któremu w Facebooku wyświetliła się reklama sklepu z takim właśnie towarem.
Mężczyzna kliknął i przeszedł na stronę główną sklepu.
Firma z tradycją. Tyle że chińską
Nie pamięta już ile ten płaszcz miał kosztować. Na początku interesowało mnie, co to za sklep, czy jest sprawdzony, czy to nie oszustwo – opowiada mężczyzna.
Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało normalnie. Sklep chwali się, że istnieje od 1997 roku i mieści się w Krakowie. Gdy jednak przyjrzeć się bliżej, to można nabrać podejrzeń. W rubryce kontakt jest tylko krakowski adres i mail. Nie ma numeru telefonu, pod który można zadzwonić gdyby były problemu z zakupem.
Kolejne zaskoczenie to regulamin sklepu. Napisano tam, że zazwyczaj towar wysyłany jest w ciągu 48 godzin, ale w niektórych przypadkach może to trwać dłużej.
– To już było dla mnie ostrzeżenie – mówi pan Adam.
I dodaje, że jak sprawdził komentarze dotyczące sklepu, odkrył, że klienci narzekają, że już kilka tygodni czekają na paczkę.
– Wniosek jest jeden: to towar w Chin – dodaje niedoszły klient, bo pan Adam od razu zrezygnował z zakupów.
Pokazał nam płaszcz, który chciał kupić. W kilka minut takie same odszukaliśmy na innych zagranicznych platformach. Wiele z nich to platformy azjatyckie.
Kowalski z Pekinu kusi klientów z Polski okazjami
Kolejny przypadek to sklep Kowalski Moda. Brzmi bardzo polsko i ogłasza się w sieci, że musi zostać zamknięty. Dlatego wyprzedaje ubrania w niskich cenach. Okazja kusi. Ludzie klikają, sprawdzają ofertę, kupują.
Tylko że to też chiński biznes. I wcale nie jest to polski sklep, mimo że na FB ma masę pozytywnych komentarzy. Tyle że internautów zachwyconych jakością ubrań łączy jedno – mają wyłącznie indyjskich znajomych.
Oczywiście, wśród fanów marki „Kowalski Moda Warszawa" może być mnóstwo miłośników tego pięknego kraju. Ba jeden z polskich komentujących (Grzegorz) mieszka w indyjskim Katosan, w stanie Gujarat (Gudźarat) – sklep prześwietliła „Gazeta Wyborcza”.
Jeszcze jedno ostrzeżenie
To tylko dwa przykłady polskich sklepów z Chin. A jest ich znacznie więcej.
„Swoją drogą w regulaminie e-sklepu jest błąd. Znajduje się tam nazwa zupełnie innego sklepu. Tak, organizatorzy, multiplikują swoje witryny. Tak, przeklejają regulaminy jak leci” – czytamy w GW.
Napisz komentarz
Komentarze