Jego ciało mieli pociąć piłą motorową i włożyć do skrzyni. A potem zakopać. Wersja dla policji miała być inna.
Poszukiwany niby uciekł
Początkowo policja usłyszała opowieść o tym, że mężczyzna wyskoczył z samochodu i w bliżej nieznanych okolicznościach rozpłynął się w powietrzu. To była dziwna wersja, w którą ledwo dziecko byłoby w stanie uwierzyć.
To jednak wystarczyło, aby przez ponad rok trwały intensywne poszukiwania. Z działań wynikało, że początkowo uwierzono osobie, która podobno ostatnio widziała zaginionego.
Tak prowadzone poszukiwania nie mogły skończyć się dobrze. Bo był to fałszywy trop.
Śledztwo rusza z kopyta
Dochodzeniem zajęła się policja wojewódzka i sprawa ruszyła z kopyta. Kryminalni z wojewódzkiego miasta znaleźli to, czego długo bezskutecznie szukali inni od wielu miesięcy.
Przełom nastąpił niedawno. Z jednej strony chyba wyrzuty sumienia sprawiły, że jeden z zatrzymanych zaczął mówić. Jednak udziałowców w zbrodni mogło być więcej. Oni podobno też zaczęli zeznawać. Przynajmniej jeden mówił o konkretnych szczegółach.
Stało się to podobno po tym, jak zawartość pojemnika ze szczątkami nie stanowiła już tajemnicy dla śledczych.
Rodzą się pytania
Zastanawia jak można było z zimną krwią zabić znanego sobie człowieka? Nawet jeśli to było pod wpływem pewnych środków i emocji… Gniewu? Może chodziło o chorobliwą zazdrość? To ważne, ponieważ z tego może wyłonić się prawdopodobny motyw, który doprowadził do tragedii.
Skoro są szczątki, jest sprawca, są współodpowiedzialni, to dlaczego sprawa nie toczy się jeszcze przed właściwym sądem? Czy kryje się w tym coś więcej niż tylko standardowe postępowanie?
Okazuje się, że sprawa może mieć drugie dno. Być może chodzi o ewentualne łapownictwo. Jest też sprawa przejęcia nieruchomości…
Ogólnie to wszystko zdaje się być znacznie bardziej skomplikowane, niż początkowo się wydawało, pozostawiając mieszkańców w niepewności i oczekiwaniu na ostateczne rozstrzygnięcie.
Napisz komentarz
Komentarze