Wtedy – przypomnijmy – świeży karp z polskiego stawu kosztował 18-20 zł. Dziś to cena marzenie, bo inflacja mocno pociągnęła ją w górę.
– W zeszłym roku za tonę kukurydzy płaciłem 700 zł, teraz kosztuje 1600 zł i krzyczą, że będzie jeszcze droższa. Na ceny ryb wpływają też drogie paliwo i energia elektryczna – wylicza w rozmowie z „Faktem” hodowca karpi z województwa kujawsko-pomorskiego
Ile zatem może nas kosztować w tym roku wigilijny przysmak? Zdaniem rozmówcy „Faktu – około 30 złotych. – Jeszcze nie odłowiłem swoich karpi, ale byłem w innym gospodarstwie i widziałem cenę za kilogram – powiedział.
Dodajmy jeszcze, że to stawka gospodarstwa rybackiego. Sklepy dorzucą do tego swoją marżę – kilka złotych na kilogramie.
Czy wysoka cena nie odstraszy klientów? Zapewne tak, tyle że hodowcy są bez wyjścia – muszą pokrywać rosnące koszty produkcji.
Niemal 90 proc. karpi hodowlanych trafia do sprzedaży tuż przed Bożym Narodzeniem. W ubiegłym roku na 2-3 dni przed świętami w niektórych miastach karpia zabrakło. Tak było m.in. w Olsztynie na Warmii i Mazurach. Cena z miejsca poszybowała. Za kilogram trzeba tam było wtedy zapłacić ok. 40 zł. Pozostaje mieć nadzieję, że w tym rok cena będzie oscylowała w granicach 30 zł.
U nas wpływ na cenę mogą mieć sierpniowe zatrucie Odry oraz prawdopodobnie przyduch i śnieciea karpi i jesiotrów z hodowli w klatkach pod Gryfinem.
Napisz komentarz
Komentarze