Pytania sprowokowane są dzisiejszym (1 października 2022 r.) spotkaniem regionalistów i miłośników regionu oraz pasjonatów historii i turystyki pod nomen omen tytułem „Nadodrzański Dziki Zachód”. Skąd nazwa zabarwiona pejoratywnym znaczeniem, ale też nostalgiczną gorączką złota? Konferencja nie przyniosła odpowiedzi, ale dyskusja rozpoczęta na prelekcji była kontynuowana w kuluarach.
O genealogii Piastów mówił dziś w Cedyni przewodnik Ryszard Kotla ze Szczecina, a o turystyce i jej promocji Łukasz Szeląg. Opowieści o skarbach w Trzcińsku -Zdroju i tamtejszym archiwum Hitlera zaprezentował Jarosław Płotkowski. Wystawę rzadkich widokówek z regionu przygotował Bartosz Choruży. Do krainy lokalnych legend zabrała uczestników konferencji Marga – ukraińska artystka Raisa Pozdniakowa, prezentując swoje grafiki.
Narodziny legendy
Słysząc hasło „Dziki Zachód”, od razu mamy skojarzenia z legendarną krainą w Ameryce. Tak nazywano dwa wieki i jeszcze wiek temu zachodnie tereny Stanów Zjednoczonych. Były to czasy dalekie od praworządności (tu już pewne skojarzenia z naszą obecną sytuacją mogą być ;). Na amerykańskie tematy powstały filmy zwane westernami. Biali ludzie walczyli z Indianami. Zwykli mieszkańcy zachodnich rubieży walczyli z siłami przyrody i brakiem egzekwowania reguł prawa, które powinny przynosić stabilizację. W tym chaosie bywało i tak, że szeryf był również bandytą.
Ogólnie termin „Dziki Zachód” to synonim nieprzestrzegania prawa, rządów przemocy, ale też nieliczenia się z autorytetem władz przez różnych osobników lub grupy przestępcze.
Dziki Zachód nad Odrą
Amerykańskie nazewnictwo przyjęło się też w niektórych regionach Polski. Po wojnie tzw. ziemie odzyskane w oczach pierwszych polskich osadników jawiły się wówczas Dzikim Zachodem. To też – przyznać trzeba – dość niechlubne nazwanie nadodrzańskich terenów. Jest taka książka pod znamiennym tytułem „Ziemie Odzyskane. Jak zdobywano polski Dziki Zachód”. Znane są opisy świadków, jak tuż po wojnie Rosjanie niszczyli budynki cywilne, wywozili sprzęt i całe fabryki (np. z celulozowni w Osinowie Dolnym). Dochodziło do tysięcy incydentów takich jak palenie domów, dewastowania zabytków. Kościoły też płonęły (jak w Chojnie czy Łukowicach), a dewastacje były powszechne.
Ci, którzy mieli władzę, zachowywali się destrukcyjnie. Ale i wśród zwykłych ludzi modne było hasło „kto nie szabruje, ten ginie”. Niektórych opanowała swoista „gorączka złota”. Kradzieże wynikały też z faktu, że status tych ziem był niepewny. A do tego granica między milicjantem, żołnierzem, urzędnikiem państwowym a przestępcą była początkowo bardzo płynna. To skutki wojny, ale i sytuacji politycznej.
Dziedzictwo i spiskowe teorie?
Dzisiejsza impreza w Klasztorze Cedynia odbyła się w ramach tegorocznych Europejskich Dni Dziedzictwa. Imprezę przygotowywało głównie miejscowe muzeum. 30. edycja Europejskich Dni Dziedzictwa odbywa się pod hasłem „Połączeni dziedzictwem”, a w Cedyni dodatkowo „Nadodrzański Dziki Zachód”.
Ale czy ta nazwa pasuje do obecnej sytuacji? Dodajmy, że nie było prelekcji o czasach powojennych.
Czy możemy mówić o „Nowym Dzikim Zachodzie”? Czy tak źle jest z praworządnością w regionie? Wiadomo są osoby, które nienawidzą rządu i nie przepadają za wielkimi korporacjami czy firmami, które dyktują warunki np. na rynku pracy nadodrza. Czy jesteśmy skazani na nieuczciwych wielkich graczy? Czy może w takim stanowisku można doszukiwać się teorii spiskowych?
Definiowanie na nowo regionu i mierzenie się z dziedzictwem to nie są proste tematy.
Imprezę zapowiadaliśmy m.in. tu:
https://www.igryfino.pl/wiadomosci/48552,trudy-definiowania-regionu-i-mierzenie-sie-z-dziedzictwem
Napisz komentarz
Komentarze