Znana, lubiana i odwiedzana przez sławnych ludzi
Klubokawiarnia „Odys” i równocześnie biblioteka prowadzona przez Danielę Tessar zaliczana była do jednej z najlepszych klubów na terenie kraju. Potwierdza to wiele przyznanych nagród, dyplomów i odznaczeń. Kawiarnia zawsze była pełna gwaru i ludzi.
- Faktycznie, działo się sporo. Były to jednak zupełnie inne czasy. Mieliśmy pieniądze na spotkania, odczyty, imprezy zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych. Przez nasz klub przewinęło się wiele ciekawych i znanych postaci - muzycy, pisarze, artyści. Pamiętam, jak po jednym z występów bardzo zadowolony Bernard Ładysz zapomniał o swetrze. Wspominam przemiłą Eleni, Bronisława Cieślaka z „Zero siedem zgłoś się”, Edmunda Piotrowskiego ze szczecińskiej Operetki. Nie sposób wymienić wszystkich. Upłynęło sporo czasu.
Nie mogę pominąć organizowania wystaw malarskich. Swoje pierwsze prace wystawiał w naszej kawiarni m.in. Olek Chmielewski, Wojciech Osuchowski. Oj, działo się wiele! Inaczej się żyło, życzliwsi ludzie, lepiej wychowana młodzież. Jeszcze większy ruch rozpoczął się w chwili pojawienia się Dolnej Odry – opowiada Daniela Tessar.
Dobrek jestem i chcę 10 miejsc
- Nigdy nie narzekałam na zachowanie naszej publiczności, ale pewnego razu w trakcie zamkniętego balu, gdzie nie można było igły wcisnąć, pojawiła się nagle grupa „robociarzy” w kaskach na głowach. Domagali się natychmiast dziesięciu miejsc. Wcale nie wyglądali na żartujących. W pewnej chwili jeden z panów wyciągnął rękę, przedstawiając się: „Dobrek jestem”. Nie wiem jak, ale w jakiś cudowny sposób wygospodarowałam tych dziesięć miejsc. Wiele było zabawnych, ciekawych sytuacji i spotkań – wspomina pani Daniela.
Pionierka
- Moi rodzice w trzydziestym dziewiątym roku zostali wysiedleni z Gdyni. Po wojnie w 1947 r. przyjechaliśmy do Gryfina. Jestem właściwie pionierką. Byłam uczennicą pani Marii Dobromilskiej, pani Stanisławy Siarkiewiczowej. Potem studia, no i pierwsza praca w bibliotece Społem. Potem dom, rodzina… I jak zawsze plączą się losy dobre i złe. Ten czas minął jak mgnienie oka - opowiada pani Daniela Tessar, którą znajomi nazywają Danusią.
Skąd wzięło się „Zalipie”
W mieszkaniu Danieli Tessar zwracają uwagę piękne, malowane zalipiańskie stoły.
– Mój mąż bardzo uważnie przyglądał się światu. Zawsze zauważał to, co jest piękne i starał się w jakiś sposób „przenieść” to na gryfiński grunt. Tak stało się z restauracją „Zalipie”. Przypadkowo trafiliśmy do wsi, gdzie nawet psia buda była pomalowana. Mąż, zachwycony urokliwą twórczością, zaprosił ludowe artystki do Gryfina i w ten sposób powstało stylowe „Zalipie” no i moje stoły. Przykro, że ktoś bezmyślnie piękną ludową twórczość wrzucił do pieca – mówi pani Daniela. – Cóż, jest przysłowie obrazujące takie zachowanie, ale nie jestem pewna, czy powinnam je przetoczyć. Jednak taką bezmyślność trudno pochwalić. Dawnego „Zalipia” żal...
Daniela Tessar – kobieta z klasą
Prawie każdy młody człowiek rozpoczynający swoją życiową drogę, nie myśli o jej końcu. Szkoła, dorosłość i lata pracy związane są ze środowiskiem, w którym się żyje. Właściwie prawie nikt nie rozumie jak to się dzieje, że przez nikogo niekontrolowany czas zamienia się w uciekające lata. Pewnego razu ze zdziwieniem zauważamy, że zamiast lubianej osoby ktoś już zupełnie inny mówi nam „dzień dobry”.
W zasadzie niezauważalnie Daniela Tessar powiedziała „do widzenia”, zamykając drzwi kawiarni „Odys”, kiedy odchodziła na emeryturę. W Gryfinie to jedna z najbardziej znanych kobiet z ogromną kulturą i klasą. Zawsze elegancka i wiedząca jak się zachować. To świetny organizator i wspaniały, życzliwy ludziom człowiek. Swojej pracy oddana była całym sercem. Tacy ludzie, dziś już na emeryturze, to część naszej historii.
TWS
























Napisz komentarz
Komentarze