Tematy spotkania to: Przemek Głowa „Książka, drogi, ptaki”, Kuba Kasprzyk i jego książka „Pionierzy Gryfina”, a przewodnim tematem miały być „Dzieci z ulicy Marchlewskiego”.
Przybyli stali bywalcy oraz goście specjalnie zaproszeni. Ilość uczestników dowodzi, że obiady wymyślone przez Urszulę Kwietniewską-Łacny chwyciły i cieszą się zainteresowaniem.
Mnogość tematów zaplanowanych i niezaplanowanych wprowadziły jednak sporo chaosu. Moim zdaniem to książka Kuby i bohaterowie tej lektury powinni być najważniejsi, bo świat tam przedstawiony powoli odchodzi... Natomiast waga tej książki wraz z bohaterami nieistniejącej ulicy podczas piątkowego spotkania została jakby pomniejszona, a nie powinna.
Przemek Głowa i Marek Brzeziński - świetni gawędziarze, kochający dużo mówić, świetnie by się sprawdzili z pożytkiem dla wszystkich na innym tego typu obiedzie. Przypomnienie wcześniejszego szczecińskiego spotkania z Michałem Książkiem, o Szczecinie, wspomnienie Jana Papugi - pisarza i podróżnika, Klubu „Trzynastu Muz”, chociaż starało się zmieścić w temacie zaplanowanym dla Przemka Głowy, pojawiło się jednak tak trochę znikąd.
No i wreszcie temat ulic, który zupełnie zdominował obiad. W każdym mieście małym i dużym są ulice i mają nazwy. Nazwy, które nie zawsze i nie wszystkim się podobają. Są wśród nich historyczne, przyrodnicze, związane z zawodami czy z bohaterami, z którymi nie zgadzają się kolejne pokolenia. Zmieniać te nazwy czy nie zmieniać? Ruszać historię czy nie ruszać? Dyskusja Marka Brzezińskiego z burmistrzem Mieczysławem Sawarynem trwałaby jeszcze długo, gdyby nie konieczność przerwy na obiad serwowany w ratach.
Jak już wspomniałam, tym razem do obiadowego spotkania wkradło się dość dużo chaosu. Za dużo osób i niedoskonałe nagłośnienie powodowało, że sporo uczestników nie słyszało o czym się mówi i siedziało jak na przysłowiowym tureckim kazaniu. Cała dyskusja była zdecydowanie za długa. Powodowało to znużenie uczestników.
- Jestem po raz drugi, ale chyba więcej nie przyjdę. Nie podobał mi się „atak” na burmistrza w sprawie nadawania nazw ulicom. Nie było to ani miejsce, ani pora na to. Dziwiłem się, bo Marek zawsze jest raczej ok. Nie podobało mi się również potraktowanie Kuby. Był, a jakby go nie było. Nagłośnienie, niestety bardzo złe. To wina sprzętu – powiedział nam pan Tomek.
Również pani Teresa nie była zadowolona ze spotkania.
– Obiad co najmniej dziwnie podawany. To jakiś nowy zwyczaj serwowania z dużymi przerwami między pierwszym a drugim daniem. Bardzo ładnie, że Ula Kwietniewska-Łacny podziękowała sponsorom, ale wymienianie sum , który ile dał uważam za gruby nietakt – oceniła pani Teresa.
Podobały się koncert Małgorzaty Przybysz i Michała Mazura, wystawa malarstwa zatytułowana „Ptaki” oraz wystawa miniatur autorstwa Urszuli Kwietniewskiej–Łacny.
Cóż, przysłowie mówi ,że „dwa grzyby w barszcz to za dużo”, a gdy jeszcze dochodzi piątek i trzynastego, to różnie może się zdarzyć. Mam jednak nadzieję, że kolejne spotkanie będzie bardzo udane.
TWS
Napisz komentarz
Komentarze