Wydarzenie? Na pewno tak. Było na co popatrzeć. Lśniący mercedes z 1953 roku, bmw 327 cabrio i bliski sercu nasz maluch. Wśród motorów trudno było nie zauważyć MZTK 350 z 1957 roku czy naszej „gazeli”, z którą wiąże się sentymentalna historyjka związana z panem Leszkiem. Ale o tym za chwilę.
O spełnionym marzeniu
O mężczyznach często się mówi, że są wiecznymi chłopcami, a szczególnie wtedy, gdy dotyczy to spraw motoryzacyjnych. Panowie na widok supersamochodu zapominają o bożym świecie. Ta fascynacja nie tyle czteroma, co dwoma kółkami, zaczęła się u pana Leszka bardzo wcześnie.
-Kusiły i kusiły te kółka. Taka prawdziwa przygoda z owymi kółkami rozpoczęła się w momencie, kiedy mając szesnaście lat, a w kieszeni nowiutkie, zdane eksternistycznie prawo jazdy, wybrałem się swoim WSKA-125 z Podjuch do Otwocka. Jadąc przez Warszawę wzbudzałem podziw i zdumienie. Prawie dzieciak, a przejechał taki kawałek drogi, o czym informowała przyczepiona do motocykla plakietka z napisem Szczecin. Marzyła mi się wtedy „gazela”. Niestety jej cena przekraczała finansowe możliwości rodziców. W moje ręce „gazela” wpadła zupełnie przypadkowo parę lat później. To ta sama, z którą Józek Podfigurny pojawił się na parkingu przed UMiG w sobotę. Ponieważ marzenie o tym motocyklu mnie nie opuszczało, więc gdy się dowiedziałem, że w rodzinnej komórce u Józka jest jakaś „gazela”, pognałem natychmiast. No i była! Tyle, że w kawałkach i to niecałych. Ileż to było satysfakcji, kiedy udało mi się złożyć ją z tych skrawków! Była tak odnowiona, że niedługo potem pierwszy właściciel ją odkupił - opowiada pan Leszek.
Czas nie stoi w miejscu
Czas jednak nie stoi w miejscu. W pewnym okresie życia trzeba było marzenia zawiesić na kołku. Rodzina, praca, trójka dzieci, z których pan Kowalski jest bardzo dumny. No i wreszcie wnuk, który stał się bodźcem do realizacji dawnych marzeń . W garażu pana Leszka zaczęło się pojawiać się coraz więcej potrzebujących „leczenia” motocykli. Obecnie na naprawę czeka ich piętnastka. A ileż to satysfakcji z każdego doprowadzonego do użytku pojazdu!
–Ratując te „starocie”, kursuję między domem i garażem. Całe szczęście, że żona połknęła motocyklowego bakcyla – z uśmiechem dodaje pan Leszek.
Motor- weteran i bazar
A co to takiego? Bazary znajdują się w kilku miastach, m.in. w Warszawie, Poznaniu, Łodzi, Wrocławiu. Jest to wielkie targowisko przeróżnych samochodów, motocykli i brakujących do nich części. Jaka to radość, gdy się znajdzie np. brakującą ramę czy reflektor, który akurat jest nam potrzebny! Bazar to również świetna okazja do spotkań, dyskusji i wymiany doświadczeń. Ileż tam werwy w tych wszystkich debatach, radach i poradach! Ileż tam pomysłów się rodzi, a ile zapału w tym wszystkim! Wspólne zainteresowania pomagają człowiekowi radośniej żyć. Nieważne ile ma się lat. Wspólne zamiłowania łączą ludzi.
-Naprawdę, warto rozwijać swoje pasje i zainteresowania. One nie tylko łączą, również wzbogacają, pogłębiają wiedzę. Sam zacząłem uczyć się angielskiego, żeby móc dogadać się z kolegami. To naprawdę odejmuje lat, zmusza do aktywności, do poszukiwań – wyznaje pan Leszek.
Rajdowe zmagania
Rajdy to osobna bajka i ogromna frajda. Polski rajd zwany Miedwiańskim odbywa się każdego roku na początku czerwca i ma charakter międzynarodowy. Koordynatorem tego rajdu jest pomysłodawca Andrzej Nocen. Rajdy to nie tylko zabawa. To wytyczona trasa, którą trzeba pokonać, to zadania, za które kierowcy otrzymują punkty, a za punkty - jak za każdą wygraną - zwycięzcy dostają puchary. Sądząc po ilości pucharów, które znajdują się na półce w pokoju pana Leszka, radził sobie zupełnie nieźle. Rajdy to okazja do pochwalenia się swoim samochodem czy motocyklem. Są zadbane, nic więc dziwnego, że właściciele tych ślicznych, zabytkowych „zabawek” są z nich dumni i strzegą ich jak oka w głowie. Samochodowa pasja do najtańszych na pewno nie należy, ale cóż się nie robi dla swoich miłości.
Pokaz w Gryfinie
-Myśl o tym, żeby pokazać zabytkowe samochody w Gryfinie chodziła mi po głowie już od dłuższego czasu. Kiedyś zupełnie przypadkowo, będąc w Krackow w muzeum starych samochodów, spotkałem Eddiego Geigiera. Od słowa do słowa i zaprzyjaźniliśmy się. Potem były wspólne spotkania, uczestnictwa w rajdach. Tym sposobem organizowany przez Eddiego rajd „wstąpił” do Gryfina. Może wpisze się w kalendarz gryfińskich imprez? – zastanawia się z nadzieją w głosie pan Leszek Kowalski.
Gryfinianie całymi rodzinami przyszli podziwiać stare pojazdy. Samochodowa impreza chwyciła. Pan Leszek jest wspaniałym gawędziarzem i o „osach”, „gazelach”, bmw, awo simsonach może opowiadać godzinami. Tak wygląda proszę Państwa miłość połączona z pasją.
TWS
Napisz komentarz
Komentarze