Przejdź do głównych treściPrzejdź do głównego menu
wtorek, 26 listopada 2024 06:49
Reklama dotacje rpo
Reklama

W Meksyku, dalekim Meksyku

Od najmłodszych lat towarzyszą człowiekowi marzenia. Są tak różne, jak różni są ludzie. Jedne zmieniają się z upływem lat, ale bywa, że te z młodzieńczych snów stają się rzeczywistością i zamieniają się w pasję. Stanisława Gągolińska już jako bardzo młoda osoba śniła o dalekich krajach, a w snach i marzeniach wędrowała po całym niemal świecie. Obecne już jako dorosła osoba realizuje - na ile to możliwe - swoje podróżnicze pragnienia.
Zwiedziła kawałek świata, ale czy można ją nazwać podróżnikiem? Czy można nazwać trampem kogoś, kto zamiast plecaka i dodatkowych butów zabiera walizkę a w niej lokówki i ciuchy na każdy dzień inne? Uważam, że „zwiedzacz” byłoby najtrafniejszym słowem określającym Stanisławę. 
- Fakt. Nie kusi mnie namiot, wspinaczka na szczyty czy walka z rwącym nurtem jakiejś szalonej rzeki. Kocham podróże i zwiedzanie coraz to innych krajów. Poznawać ich kulturę, życie jakie wiodą, krajobrazy zmieniające się jak w kalejdoskopie. To jest moja i miłość i pasja. Nareszcie w tych wędrówkach pojawił się Meksyk -  kraj Majów i Azteków, ludów równie wspaniałych co okrutnych – wyznaje Stasia.
 
Szmaragdowe kaskady i drzemiący krokodyl
Na całym świecie przyroda jest piękna, ale meksykańska stworzona przez specyficzny klimat jest   bajkowa i urzekająca. Nie wiem jak mam w tych określonych „ramach” zmieścić opowieść o cudach Meksyku. W krajobrazie pojawiają się wulkany „El Pope” i „Drzemiąca kobieta”. Park archeologiczno-przyrodniczy La Venta ze śladami prekolumbijskiej cywilizacji Olteków. Dziwne uczucie. Tyle wieków… Hołd i zdumienie. Po parku przechadzają się jaguary, żółwie, małpy. Nie wolno robić zdjęć z użyciem fleszy. Dziw przyrody - kanion Sumidero. Płynęliśmy motorówką pomiędzy dwiema ścianami kanionu. W dolnych partiach przebogata roślinność, a pośród niej buszujące zwierzaki i kroczące dumnie białe czaple. Prawie na wyciągnięcie ręki drzemiący krokodyl. Nad pasmem zieleni wysokie, pełne  dziwnego dramatyzmu skały. Wrażenie niesamowite. Wreszcie dżungla o głębokiej tropikalnej roślinności, której soczysta zieleń jakby poprzecinana kaskadami o szmaragdowym kolorze wody. Wodospady To Agua – Azul. Szczątki dawnej cywilizacji napotykaliśmy na każdym kroku. W drodze do Oaxaco, w Tule spotykamy prawdziwy fenomen natury. Cyprys, który ma dwa tysiące lat. Ogromny!     W jego pniu mogłaby się zmieścić duża ciężarówka. W dalszej wędrówce mijany pola kaktusowe jak w bajce. Bogactwo przyrody meksykańskiej, jej pięknych kwiatów i kolorów nie da się opisać- opowiada pani Stanisława.
 
Kościół synkretyczny – katolicy i szamani
Z dalszej opowieści pani Stanisławy  wynika, że na brak kościołów w Meksyku narzekać nie można. Każdego dnia msza odprawiana była w innej świątyni. Każda z nich to miejsce magiczne i niepowtarzalne. Pobyt w  sanktuarium Matki Boskiej w Guadalupe to coś, czego się nie zapomni do końca życia. Płaszcz utkany kilkaset wieków temu ze zwykłych kaktusowych nici i odbity na nim wizerunek Matki Boskiej. Płaszcz „zwykłego” Indianina. Trwa niezwykły do dziś. W bardzo katolickim Meksyku, gdzieś „bokami” przemykają dawne praktyki szamańskie. W wiosce indiańskiej San Juan Chamula znajduje się jedyny w świecie kościół synkretyczny. Jest to kościół rzymsko-katolicki, gdzie  modlitwa przeplata się z rytuałami. W nawach tego kościoła znajdują się w gablotach figury różnych świętych, do których można wznosić swoje i pretensje, i modły. Przed jedną z nich stoi kobieta z żywą   kurą w dłoniach i tłumaczy owemu świętemu, że należałoby zabrać z jej kuzyna chorobę i  „przelać” na biedną kurkę. Kura zostanie zabita i pewno zakopana, a wraz z nią diabli wezmą chorobę. Niestety Stasia nie wie czy prośba była skuteczna. 
- Wspomnę tylko jeszcze jedną z najwspanialszych świątyń  barokowych św. Priscyli i św. Sebastiana. Nie mogę pominąć świątyni Słońca i Krzyża. Piramid Teotihuana i „Pierzastego węża” ani kościoła św. Dominika, w którym to boczna kaplica jest pokryta złotem. W niej nasz ksiądz odprawiał mszę. Duże przeżycie. Budynki mieszkalne przeważnie parterowe. Raczej biedne. Kraj biedny, ale drogi ma bardzo dobre. Wreszcie wyprawa do indiańskiej wioski – uzupełnia wypowiedź pani Gągolińska.
 
Za zdjęcie – do więzienia
 Meksyk to ogromny kraj, więc odległości duże. I drogi różne. Bywały z zakrętami, zawijasami na każdym kroku, ze „sztucznymi” policjantami (wzniesieniami ustawionymi na drogach). To była okropna jazda. Wreszcie zbliżamy się do indiańskich wiosek. Domki, ulice. Nie widać palących się ognisk. Nie słychać bębnów ani nikt nie proponuje fajki pokoju. Nie ma wigwamów ani pióropuszy, tylko w warkoczach kobiet wplecione koraliki, a suknie ze skóry noszone raczej na użytek turystów. Trudno się doszukać romantyzmu z czytanych o Apaczach książek. Słowo „rezerwat” jest absolutnie zabronione, tak jak zrobienie Indianinowi zdęcia. Indianie uważają, że fotografia kradnie mu duszę i szczęście. Nieprzestrzeganie tego zakazu może się skończyć więzieniem. Niestety nikt nie ma zdjęcia prawowitego właściciela tej ziemi. Gościliśmy w indiańskiej rodzinie. Ludzie życzliwi i uśmiechnięci. Utrzymują się przeważnie z rękodzielnictwa. Jedzenie raczej pikantne. Placki – tortille (podobne do naszych naleśników) z mąki kukurydzianej nawet mi smakowały. A do picia proszę państwa teqila i  produkowany z agawy alkohol z robakiem w butelce. To taki konieczny „ przyrodniczy” dodatek poprawiający podobno smak. Dodam  jeszcze, że w  jadłospisie Meksykańczyków  są również świerszcze.
 
 Miasta i dawne, i europejskie
 Miasta tego ogromnego kraju są różne. Stolica – Meksyk zapchana samochodami. Tego tumultu nie da się opisać. Współczesność miesza się z dawnością. Sporo akcentów hiszpańskich. Piękne kurorty i porty. Acapulco czy  Veracruz. Po ulicach tego miasta w 1519 roku przechadzał się  Hernan Cortez.  Niestety, musimy kończyć. Wspomnę tylko o pływaniu gondolami po starych kanałach, o handlu jaki się między nimi odbywał, o muzyce, która nam towarzyszyła - urzekająca i egzotyczna. Nie zapomnę na pewno „srebrnego miasta” pełnego straganów z wyrobami srebra. Oceanu huczącego,  „kuleczkowego” piasku. Całego innego świata, którego cząstkę zabieram ze sobą, ale żyć tam jednak  bym nie chciała. A w jakim kraju? Zwiedziłam dużo. Grecja, Portugalia, Egipt, Jordania, Hiszpania, Wochy, Maroko. Gdybym musiała wybierać – wybrałabym Petersburg. A w planach? Może Japonia? Może Chiny? To też daleko. 
 
Na podstawie relacji pani Stasi w największym skrócie opisałam Państwu meksykańską przygodę. A może ktoś z Państwa chciałby się podzielić z nami jakąś ciekawą historią czy przygodą? Proszę tylko zadzwonić.
TWS

Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

ReklamaEPI-AKCJA Fundacji "Normalnie" 08.11.-09.12.2024
Reklamadotacje rpo
ReklamaMrówka
Reklama
Reklama