-Zorganizowanie wystawy to bardzo dużo pracy, spory koszt i wielkie emocje, ale efekt końcowy daje sporo satysfakcji. Kocham koty, są moją miłością i wielką pasją. Interesują mnie nie tylko te rasowe, ale również te biedne bezdomne, przeganiane z miejsca na miejsce. Przy okazji proszę bardzo o pomoc dla tych ulicznych biedaków – mówi Renata Karasińska, przewodnicząca Cat – Clubu. Każda wystawa to oprócz wysiłku kontakt ze wspaniałymi ludźmi . Wszystkim, którzy pracowali przy „składaniu” wystawy i przyczynili się do tego, że tu jesteśmy, bardzo serdecznie dziękuję. Ja przy „kocich sprawach” i na rzecz kotów będę pracowała dokąd starczy mi sił - dodaje pani Renata.
W naszym kraju wystawy kotów nie mają takich tradycji, jak wystawy psów. Pierwszy pokaz kotów odbył się przy okazji wystawy rolniczej w 1935 roku. Wojna przerwała zainteresowania hodowlą mruczków rasowych. Dopiero w roku 1983 w Warszawie powstało Stowarzyszenie Hodowców Kotów Rasowych w Polsce, działające pod patronatem światowej organizacji FIFe. Kilka lat temu stowarzyszenie zamieniło się w kilkanaście przeróżnych klubów i klubików. Zamiana ta nie zawsze wyszła na dobre hodowcom, właścicielom, niestety kotom również.
Każda wystawa to wielka frajda dla sympatyków i miłośników kotów. Nie wiadomo którego kociaka miałoby się ochotę zabrać do domu. Wystawa ładna. Dużo stoisk z akcesoriami kocimi i nie tylko. W tej „ładności” zabrakło mi atmosfery dawnych wystaw, fascynacji „surowych” sędziów. W początkowym okresie w roku były tylko dwie, trzy wystawy. Obecnie prawie trzy razy tyle. Obniża to rangę wystaw i zainteresowanie nimi. Cóż, wszystko się zmienia, nie zawsze na lepsze. Wśród międzynarodowego składu sędziowskiego koty oceniał pierwszy polski sędzia lekarz weterynarii Marek Chadaj. Decyzją sędziów najpiękniejszym kotem niedzielnej wystawy został kot syberyjski dziko umaszczony. W sobotę wystawę wygrał niebieski brytyjczyk.
TWS
Napisz komentarz
Komentarze