Smętowice leżą niedaleko od Gryfina. Teren jest duży. Tak na „moje oko” gdyby cały teren oblecieć chociaż dwa razy dziennie - problemu z nadwagą by nie było. Na całym terenie umieszczone są różnego rodzaju płoty, domki, ławeczki, grille - wszystko ku przyjemności odwiedzających gospodarstwo gości. Ogromne klatki sugerują, że coś się w nich znajduje, tylko trzeba do nich zajrzeć.
Fiona, która pluje
W gospodarstwie znalazłam się dzięki dr. Zbigniewowi Jarosławskiemu, który ma pod swoją medyczną opieką całą tą skrzydlatą, skaczącą i rycząca czeredę. Kózki, wełniaste i ciekawskie alpaki natychmiast przybiegły nas pooglądać. Szczególnie Fiona - wścibskie stworzenie - towarzyszyła nam w czasie całego naszego pobytu. Na Fionę należało uważać. Zdenerwowana natychmiast opluła najbliżej znajdującą się osobę. Piękne gęsi garbonose i lambesy oraz jedna gęgawa na czele z indorem dostojnie maszerowały w stronę małego jeziora. Obok stado kur bardzo zajęte dziobaniem. Na nich bowiem spoczywa obowiązek „dokarmiania” gospodarzy . Na innych mieszkańców w tej sprawie nie ma co liczyć.
Inteligentny osioł i kangur-albinos
W dużych klatkach śliczne kolorowe ptaki. Bażanty, pawie. Pan Jan przedstawił nam Lolka, bardzo zmyślnego osła - sam sobie otwiera drzwi, symuluje omdlenia, a bardzo ciekawskiej pani stomatolog omal nie pozbawił palca. Niektóre zwierzaki nie miały ochoty wychodzić ze swoich domków za to na prośbę pani Lucyny ze swego lokum wyskoczyły kangury. Kangur w Polsce i to jeszcze jaki! Albinos! Bardzo rzadki okaz i to urodzony tuż obok nas. W drodze konkursu wyłoniono imię dla kangurkowej damy – WICIA. Czy ładne? Rzecz gustu. Kangury trudno nazwać „domowymi”, z dzikim charakterem już pozostaną, jedynie tolerując obok siebie człowieka.
Skąd pasja do takiej gromady ?
Zawsze kochaliśmy zwierzęta. Był kawałek ziemi i tak się to zaczęło. Pierwsze były strusie, potem lamy oraz jak tybetański. A potem chciało się więcej. Pracy przy tym od rana do wieczora. Ale jak się lubi…- mówi pani Lucyna. Gospodarz jest urodzonym gawędziarzem. Można go słuchać bez końca. Snuje opowieści o podróżach (był marynarzem), a o mieszkańcach swojej „farmy” może opowiadać i opowiadać. Historie są i zabawne i poważne.
-Przyrodę i zwierzęta kocham i jakoś nie wyobrażam sobie nie mieć tego wokół siebie. Dzieci również darzą sympatią to nasze towarzystwo, może tylko bez naszej pasji - mówi gospodarz.
-Ruch w naszym gospodarstwie zacznie się jak tylko słońce bardziej przyświeci. Od razu pojawią się wycieczki dzieciaków, turyści, różnego rodzaju pasjonaci. Zaczną się spotkania, grillowania, imprezy. Nie zabraknie muzyki, śpiewania. Zrobi się wesoło - dodaje pan Jan.
Warto kupić bilet (gromadę trzeba nakarmić) i odwiedzić gospodarstwo. Nie wyjeżdżając do Australii zobaczyć można kangury i inne piękne zwierzaki. Gospodarze to wspaniali, otwarci i życzliwi ludzie. Naprawdę warto pojechać i posłuchać opowieści.
TWS
Napisz komentarz
Komentarze