Przejdź do głównych treściPrzejdź do głównego menu
czwartek, 7 listopada 2024 19:59
Reklama

Po kamienistej drodze

Marian Zalewski - lat osiemdziesiąt, skończonych. Mimo tych lat, czas uśmiecha się do pana Mariana, zupełnie jakby zaczynał dopiero swoje sześćdziesiąt lat. Jest pełen werwy. Ma świetne poczucie humoru. Błyszczy dowcipem. Pisze liryczne wiersze i bardzo dobre teksty satyryczne. Jest studentem GUTW i członkiem zespołu teatralnego działającego przy uniwersytecie. Trudno nie lubić pana Mariana.
Życie zaczęło się w Pliszkach. Wieś jak wszystkie w owych latach - gospodarki większe i mniejsze. Czy  nazwa miejscowości wywodzi się od małych wróblowatych ptaków? Nie wiadomo, ale ptaków tam było bardzo dużo. Jak to na wsi - dużo drzew, dużo ptaków. Droga dziecka zaczęła się pod górkę. Przed skończeniem sześciu lat stracił obojga rodziców. Opuszczoną gospodarką zajęła się rodzina. Na wsi pracowali wszyscy, dzieci również. Nieważne czy mają sześć lat, czy szesnaście. Było bardzo ciężko, ale bieda zaczęła się, kiedy w czterdziestym pierwszym roku pojawiła się epidemia tyfusu. W owym czasie równało się to bardzo często z utratą życia. Pan Marian zachorował.
 
-Gdyby nie mój starszy brat, na pewno bym nie przeżył. Brat był zakonnikiem – franciszkaninem. Mieszkał w klasztorze w Niepokalanowie. Zakonne imię brata Stanisława było takie trochę starożytne - Tyberiusz. Na sznurku przepasującym habit miał trzy supełki. Znaczyły one: czystość, ubóstwo i posłuszeństwo. Przy budowie tego klasztoru pracował ojciec Kolbe, który później zginął w obozie koncentracyjnym. Mówię o tym, bo ten klasztor bardzo wiele dla mnie znaczył. Brat z wielkim trudem znalazł dla mnie miejsce w warszawskim szpitalu Dzieciątka Jezus. Byłem bardzo ciężko chory. Zapalenie szpiku kostnego, osłabiony organizm, nie bardzo miałem siłę walczyć z chorobą. W szpitalu  mijały całe miesiące. Tam też przeżyłem powstanie warszawskie. Wreszcie Niemcy zaczęli ewakuację szpitala. Jechaliśmy na lichych furmankach. Ktoś strzelał do chorych. To była droga, której nikt nie znał końca. Dojechaliśmy do Pruszkowa. Znalazłem się w szpitalu w Tworkach. Przerażenie - najlepsze słowo, które określało to, co czułem. Potem był Milanówek i wielka niewiadoma wystraszonego dzieciaka. Wreszcie odnalazł mnie brat. To była wielka radość! Stasio wiózł mnie chorego na rowerze aż do Niepokalanowa. Tam we franciszkańskim klasztorze mieszkałem w jednej celi z bratem. W tym klasztorze powoli opuszczały mnie koszmarne przeżycia. Nareszcie nie byłem głodny. Karmiono mnie marchewką, masłem i jodyną. Pomogło. To był szczęśliwy czas. Nigdy nie zapomnę, co zrobił dla mnie brat i bracia zakonnicy. Tam byłem do końca wojny.
 
Byłem głodny, ale nie tylko chleba. Byłem głodny wiedzy. Nauka była moją pasją. Po wojnie zacząłem naukę  od razu w klasie siódmej dzięki nauce w klasztorze.  Następnie była kupiecka szkoła średnia z językiem angielskim. Wcześniej uczyłem się francuskiego. Cały czas miałem problemy zdrowotne.  Mieszkałem w Płocku u salezjanów. Niby duchowni, ale strzeż Boże od takich ludzi. Spleśniały chleb na śniadanie i prawie nic na obiad, zimno. I skandaliczne zachowania braciszków. Potem zamknęli ten sierociniec. Mijał czas. Dorastałem. Pierwsza praca w Szczecinie, gdzie każda para rąk była na wagę złota. Pamiętam podróż razem z werbownikami w bydlęcych wagonach. Praca bez pieniędzy. Ale to była młodość. Dziewczyny mnie lubiły. Wreszcie ożeniłem się. Urodziło się czterech synów. Żona  zmarła trzydzieści lat temu. Zostałem sam w wynajętym mieszkaniu - opowiada pan Marian.
 
Pisanie towarzyszy panu Marianowi  od najwcześniejszych lat. Tworzy wierze liryczne, satyryczne. Przewija się w nich i tęsknota, i żart. Pisze również prozę. Taką z „życia wziętą” i inną. Był członkiem sekcji literackiej w klubie „Grafoman” przy WDK w Szczecinie oraz w Robotniczym Stowarzyszeniu Twórców Kultury działającym przy klubie „Pocztylion”. Ma wiele dyplomów, zaproszeń, występował w audycjach radiowych. Pisanie to sposób na życie i wielka pasja Mariana Zalewskiego. Wychodzi do ludzi. Lubi ludzi, chętnie pogada, pośpiewa. Tylko czy lubi wracać do mieszkania, w którym cisza milczy po kątach, gdzie uparcie wracają wspomnienia, w których droga była częściej wyboista aniżeli prosta? Tak chciałby wiedzieć czy drzewo, nad którym zapalała się wigilijna gwiazda, a ojciec zaczynał odmawiać modlitwę, jeszcze rośnie i czy siadają na nim chmary ptaków? A może nie ma już ani drzewa, ani ptaków? Tylko nikt nie potrafi odpowiedzieć na pytanie dlaczego tak różnie toczą się ludzkie losy… Jak w kilkudziesięciu zdaniach opowiedzieć o przeżyciach tak wielu niełatwych lat?
 
W niedługim czasie odbędzie się spotkanie autorskie z Marianem Zalewskim. O terminie Państwa powiadomimy.
TWS

Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
ReklamaMrówka
Reklama
Reklama