Sprawa dotyczy Tadeusza Strzelczyka - pracownika Zachodniopomorskiego Urzędu Wojewódzkiego, który przechodzi na emeryturę po 64 latach pracy w gmachu przy Wałach Chrobrego 4.
Tadeusz Strzelczyk rozpoczął pracę w Urzędzie Wojewódzkim w 1952 roku, w wieku 17 lat. W czasie swojej pracy otrzymał kilkanaście propozycji objęcia stanowisk kierowniczych.
Z żadnej nie skorzystał. Jest autorem m.in. Kroniki Województwa Szczecińskiego, którą wydawał w latach 1975-1980. Napisany przez niego dokument znajduje się w głowie marynarza stojącego na szczycie Wieży Południowej budynku ZUW.
II część pożegnania odbędzie się około godz. 10.20 w holu na I piętrze, gdzie na Pana Tadeusza czekać będzie niespodzianka.
Piotr Pieleszek
Fragment wywiadu „Ja i moja maszyna do pisania”:
Magdalena Walendowska: Ile to już lat?
Tadeusz Strzelczyk: Gmach urzędu obchodzi w tym roku stulecie istnienia, a ja w tym roku w tym gmachu rozpocznę 60. rok pracy.
60 lat w jednym miejscu pracy – to już się raczej dzisiaj nie zdarza?
– To na pewno rzadkość. Pamiętam, gdy pięć lat temu przyjechała do nas pani zajmująca się audytem. Przed jej wizytą poprosiłem dyrektora naszego wydziału, aby prezentując pracowników, nie wspominał o moim długim stażu pracy. Nie chciałem, żeby patrzono na mnie jak na zabytek. Gdy audytorka weszła do mojego pokoju i zapytała się, jakie są moje obowiązki, szybko zorientowała się, że muszę długo pracować. Chcąc podać jakąś ciekawostkę, powiedziała, że w urzędzie w Lublinie jeden pan pracuje już 40 lat. Na te słowa wszyscy w pokoju zaczęli się śmiać. Wtedy dyrektor wydziału wyjaśnił, że mój staż pracy to 55 lat. Pani się speszyła i stwierdziła, że to ja ją powinienem audytować, a nie ona mnie i… przerwała kontrolę.
Nigdy nie chciał zrezygnować pan z pracy w urzędzie?
– Nigdy nie chciałem zmienić tej pracy. Bardzo mi się tu spodobało, mimo przymusowego nakazu pracy w 1952 roku. Według moich kronikarskich zapisków w latach 70. dostałem 19 propozycji objęcia stanowisk kierowniczych w urzędzie i poza nim. Jednak takie zajęcie nie odpowiadało mi z różnych przyczyn. Stworzyłem duet – ja i moja maszyna do pisania i w ten sposób pracowałem.
Nie wolałby pan odpoczywać na emeryturze?
– W końcu lat 90. chciałem iść na wcześniejszą emeryturę. Moi szefowie zgodzili się na to pod warunkiem, że zostanę w urzędzie chociaż na połowę etatu. Pracuję teraz trzy dni w tygodniu. Co roku pytam moich przełożonych, czy będę w przyszłym roku potrzebny. Przez takie pytanie raz o mało nie wyleciałem z gabinetu. Mam też osobisty stosunek do tej pracy. Muszę wstać codziennie rano, ogolić się, założyć świeżą koszulę. To mnie trzyma przy życiu. Mam kolegów, którzy poszli już na emeryturę i jakby się odmienili. Widać po nich, że są emerytami.
Cuda zabierają mi trochę czasu!
Nad pana biurkiem wisi hasło: Sprawy niemożliwe załatwiamy od ręki. Cuda – zabierają nam trochę czasu! To pana motto?
– To hasło to oczywiście żart. Pożyczyłem je od lorda Beaverbrooka, jednego szefów brytyjskiego RAF-U. Pożyczyłem i przymierzyłem do mojego biurka. Pasowało! Nie umiem, nie pracować. Źle się czuję, kiedy nic się nie dzieje. Miałem kiedyś kolegę, który potrafił przesiedzieć cały dzień przy jednej kartce papieru. Ja bym umarł! Tym hasłem kieruję się także w życiu codziennym. Staram się w miarę możliwości pomagać innym. Jestem otwarty na ludzi. Przez 60 lat pracy w urzędzie nigdy nie zdarzyło mi się z nikim pokłócić.
Czy przełożeni dostrzegali Pana pracę?
- Niezręcznie mi o tym mówić, ale muszę przyznać, że tak. Dowodem na to są nadane mi odznaczenia, m.in. Srebrny i Złoty Krzyż Zasługi i późniejsze – Krzyż Kawalerski i Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski. Na moje 50-lecie Urząd Służby Cywilnej odznaczył mnie kryształowym Medalem „Za pół wieku służby państwu i obywatelom”. Pamiętam, jaką przyjemność sprawiła mi, bardzo młodemu pracownikowi pierwsza odznaka „Gryfa Pomorskiego”.
Dzięki pracy mam żonę…
Więcej: www.szczecin.uw.gov.pl/
Napisz komentarz
Komentarze