Kamień stał się wiarą malarza-poety
I płyną korale-pieśni z kamiennej palety. A drzewa jak muzy, rozproszone w tańcu są obłokami w słońcu - jak wiry w różańcu.
(Aleksander Chmielewski)
Za gryfińskim mostem, przy drodze do Mescherin, leży granitowy głaz. Czyjaś ręka na nim wyryła paletę i zwykłe, a tak wiele znaczące litery: T i A. Przechodnie zatrzymują się, podumają o tajemnicy zaklętej w kamieniu, położą obrączkę splecioną z koniczyny lub polny kwiat. I idą dalej. A głaz tak leży już od piętnastu lat i opowiada o nieprzemijającej miłości malarza i jego muzy. A była to miłość późnego lata. Piękna, dojrzała jak owoc, dobra i zła, zawsze szalona i nieznosząca przeszkód. Ona dawała mu siłę i moc, a on jej obrazy malowane księżycem i fioletami. Artysta potrzebuje miłości – mówiła. A on potrzebował jej jak śpiewającego wiatru jak powietrza, bez którego nie mógłby żyć. Tak mijały tygodnie i miesiące. On malował. Tworzył dla niej galerię miłości. I stworzył.
Minęło wiele, wiele lat. Późne lato zabarwiło się kolorami jesieni. Ale miłość nie przeminęła. Trwa. Pachnie wrzosem i astrami. Za wiele lat tylko granitowy głaz będzie dowodem ogromnej, dziwnej miłości i może jak dawniej ktoś zatrzyma się przy tajemniczym kamieniu, poduma, płoży kwiat lub splecioną z koniczyny obrączkę…
TWS
Napisz komentarz
Komentarze